Na potwierdzenia mych słów o różnorodności naszych doświadczeń posłużę się innym przykładem - swoim. Jeśli chodzi o plastykę byłam w szkole średniarą. Jako że w podstawówce zainteresowałam się fotografią (bardziej od strony rzemiosła niż sztuki przez duże szy), wybrałam sobie liceum plastyczne. Siłą rzeczy mój średniarski warsztat przez 5 lat był szlifowany. Nie byłam najgorsza chyba dzięki temu, że bardzo lubiłam i malarstwo, i rzeźbę no i fotografię. Wiedząc, że będę chciała iść na studia artystyczne chodziłam na dodatkowe zajęcia z malarstwa i to na nich czułam, że trening czyni mistrza bo coraz pewniej się czułam i coraz lepiej oceniane były moje prace. Miałam bardzo utalentowanych kolegów, wielu nie dorastałam do pięt. Bardzo pozytywnie odczuwałam efekty wspólnych lekcji - mogłam ich podpatrywać, czasem coś uszczknąć. Mimo że szkołę skończyłam z bardzo dobrymi ocenami, na studia się nie dostałam.
Potem dużo rysowałam i malowałam odkrywszy, że w ten sposób mogę "uwolnić swoje demony". Znalazłam złoty środek - jak najlepiej wykorzystać to co umiem aby przekazać te swoje "wizje"

Do dziś uważam, że mój talent był umiarkowany ale to i tak dużo, bo mogłam dzięki temu coś tam z siebie wyrzucić.
Tak uważam i dziś - całkiem przerzuciłam się na fotografię, mój talent jest średni, umiejętności trochę poniżej średniej. Ale to i tak wystarcza aby "uwolnić demona". Na moje własne potrzeby. Gdybym miała większy talent, to hohohoooo

O taki przykład Ci chodzi?