
Zamieszczone przez
suchar
Nie do końca chyba zrozumiałeś moją myśl, albo i ja się nieprecyzyjnie wyraziłem. Sęk w tym, że właśnie nie chodzi o mierzenie wszystkiego. Ja argumentuję jedynie, że pewna ilość pracy w dzieło wkładana jest tak, czy inaczej, pośrednio lub bezpośrednio. Innymi słowy owo natchnienie, w sztuce wizualnej, choć natury ulotnej, nie bierze się znikąd. Niekoniecznie mam tu na myśli pracę fizyczną (faktycznie, użyłem wpierw słowa "rzemieślniczej", co może wprowadzać zamieszanie), co przecież podkreślałem, może to być również myśl, kształcenie się. Cały proces myślenia, choćby przez całą swoją długość i szerokość nie dotykał spraw sztuki wizualnej, a powiedzmy socjologii, może się zakończyć wzięciem aparatu do ręki i zrobieniem tego jednego kadru. Dążę do tego, że umacnianie pozycji, wielkości dzieła poprzez ilość pracy w nie włożonej niekoniecznie ma sens, bo każde dzieło (jeśli może być traktowane właśnie jako dzieło), ową pracę ma w sobie zawartą. To nie spada z nieba, czy pojawia się z oceanu, jak muza. Swoje trzeba wychodzić i przemyśleć.