wszystkie ferrari są piękne. szczególnie te które mają to imię w dowodzie osobistym:wink:
Wersja do druku
wszystkie ferrari są piękne. szczególnie te które mają to imię w dowodzie osobistym:wink:
Ja już tam wolę "statecznego" Lexusa niż te super piękno-czerwone Ferrari. Dla mnie to auto dla snobów i nie widzę powodów by się tym podniecać, że ktoś ma taką kasę by to kupić i szpanować...
No ładne, tylko czy ... praktyczne, zwłaszcza w naszym klimacie. Czy tym można jeździć gdziekolwiek szybko? Więc po co te osiągi?
Na torze może i tak ale po to by po zakończonym wyścigu wylewać zawartość butelki szampana jak jakiś prymityw..!
To łyżka dziegciu. :wink:
Ale ja naprawdę tak myślę....:roll: Z szacunkiem dla Waszych poglądów...:grin:
Może jakbyś miał już wszystko i kasa nie miałaby dla Ciebie znaczenia................to może innym okiem spojrzałbyś na tego typu autko. Całkowicie niepraktyczne.....to się zgadzam ale czy nie piękne jako przedmiot. Na dodatek można się nim przejechać:-) Pozdro!
Jeśli nie masz benzyny we krwi to nie poczujesz o co cho. Fajnie jest być na torze czuć zapach rozgrzanych opon, spalin (te w upale i wydmuchane z potężnych silników na prawdę pachną inaczej niż te z podziemnego garażu), wibracje przy przyspieszeniu i ryk silników, taki że z uszu tryska krew :-) Stoisz przy aucie a wibracje zdejmują Ci skarpety.
Po prostu trzeba to lubić. Stąd nie zanudzam techniką a jedynie formą. 4 metry piękna, radości i mocy :-)
Ja się na autach nie znam, ale lubię na fajną brykę popatrzeć i przejechać się jak mam możliwość.
W ramach przypomnienia czerwona zabaweczka spotkana w zeszłym roku w Karlskrone. Chyba wszyscy ją mamy na fotkach :)
Załącznik 138930
Załącznik 138929
Załącznik 138928
Załącznik 138927
Dlatego powiedziałem "z całym szacunkiem dla innych poglądów..." czy jakoś tak.. :grin:
Ja jestem starym użytkownikiem samochodów i też byle czym się nie zadowolę, sporo młodych lat spędziłem w kanale, patrząc na samochody od spodu..
Benzyny się nawąchałem, a i posmakowałem nieraz zassawszy nieco za dużo ściągając z baku.. :-P
Nie przełożyło się to jednak na bezkrytyczną miłość do czyiś (obcych mi) samochodów.
Swoje autka natomiast kocham miłością bezgraniczną. :mrgreen:
I jeśli kiedyś mi się uda kupić co takiego jak na awatarze, to moja obecna Corolla ma u mnie zapewnione dożywocie..:grin:
Byście mogli choć trochę poczuć co mnie tak nakręca to wrzucam kilka fotek z zamierzchłych czasów. Mam trochę zdjęć wywołanych a te są z pierwszej mojej cyfry więc wybaczcie mi ich jakość. Mają wartość sentymentalną.
Uwieczniłem drugi z teamów dla którego pracowałem. Drugi i tworzony od podstaw przez kilku pasjonatów.
Poniżej zdjęcie z pierwszych testów samochodu przed sezonem. Kupiliśmy auto jesienią, rozebraliśmy na czynniki i poskladaliśmy na nowo. Auto jeszcze nieoklejone.
Przygotowania przed sobotnim oficjalnym treningiem.
Przygotowania cd.
Niedzielny poranek. Auto już nieco zmacerowane po sobotnim treningu :-)
Emocje sięgają zenitu już niewiele zostało...
Ustawienie przed biegiem głównym. Po czasówce każdy na swoim, wypracowanym polu. Tu widać że auto spokojnie przejechało czasówkę. Nie zawsze było tak kolorowo.
Czasem samochód przed wyścigiem wyglądał jak niżej. Dlaczego? A bo na czasówce tłukli się jak niemądrzy :-) Po pierwsze byliśmy nowi więc frycowe, po drugie można było kogoś wyeliminować ;-) Pomiędzy czasówką a biegiem głównym była tylko 10 min. przerwa. Przepisy mówiły zaś o tym, że do biegu może być dopuszczony samochód kompletny. No to taśma i naprzód :-) 10 min. na oklejanie, wymianę kół i drobne poprawki. Mało czasu.
Zdarzali się ultrasi, którzy w tym czasie wymieniali jeszcze klocki hamulcowe na nowe bo nie było czym hamować :-) Dodam, że hamulce rozgrzane wściekle :-)
Zapomniałem napisać , że po każdym takim weekendzie trzeba było w mniejszym lub większym stopniu odtworzyć pojazd.
Mechanicznie. np. wymiana pierścieni, ustawienie zawieszenia a wizualnie blacharka, lakier naklejki. I tak co najmniej 12 razy w roku :-) A to tylko wyścigi aut fabrycznych. Gruba książka mówiła co ibw jakim stopniu może być modyfikowane a co nie. To co nie mogło musiało być jeszcze zgodne z narzuconymi normami.
Ehh, fajnie - zazdroszczę tych emocji wyścigów... Ja swego czasu chciałem kupić kia ceed pucharową by coś tam pojeździć ale urodziło mi się drugie dziecko i lipa :) Ale jako urodzony poznaniak znam tor poznański jak swoją rękawiczkę. Najmilej chyba wspominam kilka jazd po nim moim 540i - dzika bryka. Wcześniej Type R VII gen, Altea FR, A3S3 Igen, Golf R32, Lancer EVo IV... a potem człowiek poszedł do Wróbla i się skończyło na kanapach z gwiazdą i fotelikach na tylnej kanapie. Nie żebym się żalił, ale z łzą w oku wspominam samotne wypady (lub z "fotografem" ;)) na kręte drogi w kotlinę kłodzką... np tu (foto z koma 2008r)
Pierwsze Ferrari jakie naocznie zobaczyłem, to było Ferrari Dino GT w kolorze żółtym.
Jakiś anglik przyjechał nim do Poznania w latach sześćdziesiątych i przez tydzień parkował na podwórku.
Przez ten tydzień było to najbardziej oblegane podwórko w okolicy. :grin: