To jest skan negatywu.
Wersja do druku
Lab-pracownia chemiczna do wywoływania klisz ;)
Załącznik 174291
Naświetlać, to naświetlam, tylko przeważnie chwalić się nie ma czym ;)
Przyszła mi taka myśl, i nie zrozum mnie źle, ale kadry analogowe od cyfrowych nic nie różni w źle dobranym temacie, złym kadrze, czy w doborze złego oświetlenia. Wyróżnikiem tego wątku wydaje mi się powinno być obrazowanie, efekt, dusza (?) nie dająca się uchwycić aparatem cyfrowym. Samo osiągnięcie biegłości w wywoływaniu filmu to jeszcze nie to.
Mam w tej chwili czynny jeden aparat analogowy, automat Olympusa. Ma wsadzony film kolorowy. Nawiasem mówiąc tak został mi sprezentowany. Od jakiś 3 lat zabieram go ze sobą na ważne/ciekawe z mojego punktu widzenia wydarzenia, wycieczki by zarejestrować tylko jedną, góra dwie klatki. Nie są to kadry artystyczne, ale bardziej fotograficzne notatki z podróży. Nie zabieram go zawsze, część ważnych rzeczy umknęła jego obiektywowi. Może też dzięki temu nie wykończyłem jeszcze filmu. Jestem ciekaw co wyjdzie. Ale wiem już teraz, że ta dokumentacja sama w sobie ma pewien przekaz, lecz nie koniecznie będzie czytelna dla oglądających bez dodatkowego komentarza z mojej strony. Zresztą nie nastawiam się na szerszą prezentacje. Sam dla siebie jestem ciekaw efektu. W tym wypadku, to odroczenie obejrzenia efektów to dla mnie wartość materiału analogowego. Zwłaszcza, że nie wiem ile to jeszcze potrwa. Nie wiem ile klatek ma film w kasecie.
I zgadzam się z Tobą w całej rozciągłości. Nic ich nie różni, ziarno i fakt zapisu analogowego wcale nie dodaje zdjęciom "szlachetności". Złego kadru, braku umiejętności czy talentu nie da się poprawić sprzętem, vide moja stopka od kilku lat ;).
A jeśli chodzi o analoga i dla czego głównie nim robię pomimo bardzo mizernych efektów, to już trochę inna bajka. Ale ja "dziwny" jestem i sam siebie czasem nie rozumiem do końca. Po prostu sam moment kadrowania przez wizjer analoga i naciśnięcie spustu migawki w większości przypadków mnie wystarcza. Efekt tego, czyli zdjęcie, to już drugorzędna sprawa. Jeśli zgodzi się z tym co zapamiętałem to super, a jeśli nie, to cóż w głowie zostało.
W cyfrze tego nie doświadczam, wręcz przeszkadza mi. Zwłaszcza ta gonitwa za pikselem, obiektywem i jego wykresem ect. Możliwość, wiem można wizjer zakleić czy też obrócić, zobaczenia tego co zrobiłem, psuje przyjemność wyjścia z aparatem i czerpania garściami z tego radochy.
A po za tym, fotografia analogowa jest w tej chwili tak tania,o wiele, wiele tańsza w porównaniu z cyfrową, że na prawdę nie widzę powodu oszczędzania kliszy.
ps. jak by co , to wpadnij z tą kliszą i ją spokojnie wywołamy przy browarku czy też innym trunku na myszach pędzonym słuchając winyla ;) Zapraszam.
Witam. W analogu robiłem zdjęcia 30 lat w tym 10 czarno-białe, te sam wywoływałem i robiłem odbitki. Pozostał tylko sentyment. Wiem też jedno trzeba było mieć wiedzę aby każdy kadr był prawidłowo naświetlony i w związku z tym nie było dużo fotografujących. Jak jest dziś sami widzicie. Moim zdaniem aparaty jak i obiektywy były też lepiej produkowane. Czy ta fotografia analogowa ma "duszę", wątpię. Jedynie slajdy wyświetlane na ekranie perełkowym robiły wrażenie.