Fajnie się ogląda te ciepłe klimaty. Wyjrzałem przez okno, -2C i szron na samochodach :)
Smutne jest to że tu i w wielu podobnych kopalniach ciężko pracujący ludzie dostają ułamek ceny kamieni czy złota. Zarabiają głównie pośrednicy.
Wersja do druku
Fajnie się ogląda te ciepłe klimaty. Wyjrzałem przez okno, -2C i szron na samochodach :)
Smutne jest to że tu i w wielu podobnych kopalniach ciężko pracujący ludzie dostają ułamek ceny kamieni czy złota. Zarabiają głównie pośrednicy.
po zdjęciach widać, że spędziłeś z tymi ludźmi dużą część dnia.
kadry są ujmujące (żeby nie pisać ciągle tych samych przymiotników:wink:)
Naprawdę bardzo fajne zdjęcia. Nie powiem nic nowego, ale ja również będę wracał do tego wątku co by trochę sobie popatrzeć i poczytać.
Bardzo ciekawa relacja z kopalni.
Ciekawa jestem jak z wypadkami przy pracy w tej kopalni.
interesujące i świetne, i w ogóle :mrgreen:
Od czasu do czasu zdarzy się wypadek i ktoś zostaje zasypany pod ziemią, nie robi to na nikim wrażenia.
Takie miejsce przestaje być eksploatowane, a przed szybem, każdego ranka palone są kadzidełka i składane ofiary w postaci kubka ze swieżą wodą i jedzenia, w tym przypadku są to gotowane jajka.
470.
Za pracą do kopalni przyjeżdżają również ludzie z większych miast. Mieszkają wtedy w prowizorycznych domkach na skraju dżungli.
471.
Spędziliśmy tam prawie pół dnia. Takie miejsca, do których nie przyjeżdżają turyści są szczególnie ciekawe i pozostają na długo w pamięci.
Nie było z tym wielkiego problemu, krótka rozmowa z tubylcami w jakim celu tam przyjechaliśmy i od razu zmieniło się ich nastawienie. Kilka godzin rozmawialiśmy o ich życiu, a przy okazji dowiedzieli się sporo o naszym kraju, słuchali z ogromnym zainteresowaniem.
472.
Dzieci były również zainteresowane.
473.
474.
475.
Na zakończenie wizyty w tej wiosce wypiliśmy tradycyjną kawę, przygotowaną w kuchni polowej.
476.
cdn.
Rozumiem, że mieliście tłumacza?
Tak, bez niego musielibyśmy porozumiewać się na migi.
Nawet nasz khmerski tłumacz miał problemy ze zrozumieniem tubylców, tutaj żyje ponad 10 różnych mniejszości etnicznych. W każdej wiosce rozmawiają w innym języku, tylko trochę podobnym do khmerskiego.
Jak zawsze z przyjemnością tu zajrzałam :) Ciekawe to wszystko i zarazem smutne. Ale taki promyk to 456, 468, 469, 474, czyli dzieciaki :).
Z tymi wypadkami to opowiadałeś w Chełmnie. Jednak jak pokazujesz, że obok szybu, gdzie kogoś zasypało, palą kadzidełka i zostawiają jedzenie, to mam wrażenie, że nie są aż tak obojętni. Nie robią pewnie z tego tragedii życia, ale też nie że nie robi na nich wrażenia.
Fajnie, że wspomniałeś o dzieciakach, że nie są głodne. Jak się patrzy na takie zdjęcia, to pierwsza rzecz jaka przychodzi na myśl, to głodujące dzieci.
Próbowałeś, odważyłbyś sie wjechać do szybu? Czy w razie zawału podejmowane są próby ratowania?
Ty byś zjechał? Wątpię.
Swoją drogą, przypomina to nieco nasze biedaszyby.
Niezła reporterka, dobrze się czyta i ogląda.
Pozdrawiam
nie będę dawał takich deklaracji nie stojąc nad krawędzią szybu :) trzeba by sprawdzić, co wygra... ciekawość? chęć doświadczenia czegoś? chęć zaszpanowania (znów - głuptą czy odwagą) a może wręcz przeciwnie wygra klaustrofobia i strach przed niebezpieczeństwem...
Owi pracownicy tak naprawdę nie mają wyboru - albo ryzykują przerażającą, powolną i bolesną śmierć wiedząc że do wygrania jest w "miarę dostatnie" (jakżesz cynicznie brzmią te słowa - ale dostatek to pojęcie niesłychanie względne) albo długotrwałą agonię z głodu i nędzy swoją i swojej rodziny
Chodziło mi o to, że śmierć postrzegana jest jako bilet do lepszego życia i jest dobrą nowiną. Widząc na ulicy kondukt żałobny, w którym często uczestniczy cała wioska, ma się wrażenie, że jest to orszak weselny.
Nie próbowałem, szyby są bardzo wąskie, zbudowane na khmerski wymiar. Jeżeli zdarzy się zawał, oceniają sytuację i w miarę możliwości próbują pomóc, ale najczęściej kończy się to śmiercią, nie ma tam żadnych służb ratunkowych, karetek czy choćby lekarzy.
Pozdrawiam
Wspaniała relacja z fantastycznej wyprawy, zdjęcie 475 /portret/ faaaaaaaaaaantastico !!!
Na zakończenie pobytu w prowincji Ratanakiri.
W takich domach mieszka się na prowincji.
477. Wyższy standard.
478.
To wioska, w której mieszkają drwale wycinający dżunglę. Nie spotkamy tutaj mieszkańców, wszyscy pracują do zmroku.
479. Baraki wieloosobowe
480. Transport trzciny cukrowej z plantacji.
I wciąż powtarzający się widok. Przy drodze, w wielu miejscach sprzedawane są różne gatunki ślimaków, prawie zawsze podawane z bardzo ostrą papryczką.
481.
To najczęściej spotykana zabudowa.
482.
Kobieta czyści ryż wydmuchując z niego nieczystości.
483.
Młodzi, piętnastoletni kawalerowie wyprowadzają się od rodziców do takich maleńkich domków.
484.
Kobieta w typowym stroju ludowym.
485.
W centralnej części wioski stoi większy budynek, w którym spotykają się wszyscy mieszkańcy na wieczornych rozmowach. Za dnia spotkamy tutaj najczęściej tylko dzieci, rodzice pracują na plantacjach i w kopalniach.
Odnośnie kopalni kamieni szlachetnych, zapomniałem napisać, że powstają w dowolnym miejscu, jak zapytałem, gdzie można znaleźć kamienie, okazało się, że są wszędzie w całej prowincji.
486. Coś w rodzaju domu ludowego.
Oczywiście nie może zabraknąć studni, która jest luksusem.
Po wodę przychodzą tutaj mieszkańcy z innych wiosek. Takie studnie powstają dzięki różnym zagranicznym fundacjom. Wody nigdzie nie brakuje, prawie codziennie pada deszcz, ale tej zdatnej do picia jest jak na lekarstwo.
487.
488.
W wielu miejscach stoją pojedyncze domy.
489.
Przy drogach ciągnie się szeregowa zabudowa. Wszystko pokryte jest ceglastym, kambodżańskim pyłem.
490.
Przed domami, tuż przy jezdni suszą się surowe ryby.
491.
Kambodżański pył, już po kilku godzinach wędrówki pokrywa wszystkie nasze bagaże.
492.
cdn.
Te ślimaki są żywe? Smażone? Jak oni to jedzą, razem z tą skorupką?
Te ze zdjęcia są ugotowane w osolonej wodzie, często też są prażone na ogniu. Przed spożyciem rozbija się skorupkę na różne sposoby, podobnie jak nasze orzechy laskowe:grin:.
Cudowna relacja, po prosto świetna.
474 i 475, oba portrety dziewczynek są świetne.
Mi też zdjęcia dzieciaków najbardziej się podobają, co nie zmienia faktu, że pozostałe też świetne.
Dziękuję bardzo.
Miło, że się podoba.
Wizyta w prowincji Ratanakiri dobiegła końca.
W planach była prowincja Mondulkiri, dokładnie miasto Sen Monorom oddalone o około 150 kilometrów od Ban Lung, niestety opady deszczu zalały drogi w Lumphat, nie było bezpośredniego dostępu do celu i musieliśmy tam dotrzeć drogą okrężną, nadrabiając 300 kilometrów.
Podróżując po Kambodży, w wielu miejscach jesteśmy uzależnieni od opadów deszczu, nawet niewielka ilość wody zamienia utwardzone drogi w błoto.
Kierujemy się na południowy zachód przez Stung Treng do prowincji Kratie i jej stolicy Kratie.
To kilkunastotysięczne miasto leży nad brzegiem Mekongu.
493.
Kiedyś była to niewielka osada rybacka, teraz jest to ważne miasto, przez które odbywa się transport towarów z Laosu i Wietnamu.
Mekong w tym miejcu ma kilkaset metrów szerokości.
Te skupiska domków to wietnamskie osady rybackie.
494.
Wietnamczycy nie mają w Kambodży prawa do kupna ziemi i w taki sposób rozwiązali problem, mieszkają na rzece w zakotwiczonych, prowizorycznych domach.
495.
To najczęściej stosowana metoda połowu ryb w tym rejonie.
Jedna osoba płynnym ruchem wyciąga sieć z dna na powierzchnię, trwa to około 30 sekund, złowione w ten sposób ryby wyciągane są z sieci podbierakiem na długim wysięgniku. Nad siecią, na linkach umieszczana jest przynęta w postaci małych rybek.
496.
Centrum miasta to zwarta zabudowa, ciasne uliczki i liczne stragany.
497.
Na noc sklepiki znikają.
498.
Odwiedzamy rozsławioną restaurację "Red Sun Falling", lokal prowadzi Joe, Amerykanin z Chicago.
499.
Można tutaj zjeść tradycyjne posiłki i wipić dobrą kawę.
500.
W uliczce obok restauracji mieści się ich kuchnia.
501.
cdn.
Domki na wodzie wyglądają niesamowicie.
najbardziej podoba mi się dopisek na końcu "cdn." więc czekamy na kolejny secik ciesząc oczy każdym zdjęciem i każdym opisem
W centrum miasta znajduję się niewielkie targowisko, jest to najważniejsze miejsce, gdzie mieszkańcy zaopatrują się w większość produktów spożywczych.
Jak na miasto leżące nad Mekongiem, ryby oferowane były w bardzo ograniczonych ilościach, prawdopodobnie nocne połowy nie były zbyt udane.
502.
503.
Nie brakuje smażonych ryb, tutaj wybór jest o wiele większy. Jeżeli ktoś kojarzy gurami z hodowli akwarystycznych, to tak wygląda ten gatunek po usmażeniu w oleju, jest on tutaj bardzo popularny.
504.
3/4 wszystkich produktów to warzywa pod każdą postacią, korzeniowe
505.
ogórki marynowane w sosie sojowym,
506.
również kiszone w solonej wodzie, bez przypraw. Smakują podobnie jak nasze krajowe, małosolne.
507.
Między straganami dzieci.
508.
Pędy lotosu, ważny składnik wielu potraw.
509.
Na skórze dzieci widać liczne ukąszenia komarów. W tym rejonie, o tej porze roku komary występowały w dużych ilościach. Malaria wciąż powoduje dużą śmiertelność u dzieci.
510.
cdn.
---------- Post dodany o 01:04 ---------- Poprzedni post był o 00:11 ----------
Część straganów znajduje się pod gołym niebem,
511.
a część pod dachem.
512.
Jeżeli są zadaszone hale, to stoiska mięsne znajdziemy właśnie tam.
513.
Dziwne, było bardzo mało drobiu. Dominowała wieprzowina.
Widać było, że stoły i wieszaki na których leżało mięso, dawno nie były myte, nawet podkładana tektura była wielorazowego użytku i nikt się tym nie przejmuje mimo panujących tutaj ponad trzydziestostopniowych upałów.
514.
Przy targowisku możemy kupić również meble z egzotycznego dla nas drewna. Sprzedawcy oferują nawet wysyłkę statkiem do Europy, 1 metr sześcienny kontenera kosztuje tutaj około 60$.
515.
Na zgłodniałych czekają pieczone banany, obrane i owinięte w liście bananowca.
516.
Wymienimy tu również dolary na riele.
Pieniądze należy dokładnie przeliczyć kilka razy, łatwo można zostać oszukanym.
517.
Idziemy dalej, oddalamy się od centrum miasta.
Dzieci chowają się w cieniu i odrabiają lekcje.
518.
Dorośli w tym czasie ucinają sobie popołudniową drzemkę. W nietypowych miejscach, w cieniu pod drzewami.
Często w ten sposób przeczekują największy upał.
519.
Przy drodze spotykamy sprzedawcę lodu, który na pace samochodu piłą do drewna dzieli lód na mniejsze kawałki.
520.
cdn.
Kiszone ogórki wyglądają jak dla mnie mało apetycznie.
Fajnie, że znów jedziemy dalej :)
Kapitalnie pokazujesz egzotykę tych miejsc, aż człowieka korci, żeby kiedyś zobaczyć to na własne oczy.
jest MOC ;)
Wycieczka niesamowita, stragany i tyle obfitosci.
znowu zrobiliśmy razem kilka km w podróży. jak zawsze było bardzo ciekawie
Dziękuję za odwiedziny.
Tankujemy skutery i jedziemy do pobliskiej przystani promowej.
521.
Prom przypływa i odpływa kiedy chce, właściwie nie trzeba się na niego śpieszyć.
Na miejscu czekają już młodzi Khmerowie.
522.
Przyjeżdżają kolejne osoby na obładowanych skuterach.
523.
Pojawia się nasz prom.
524.
525.
Po załadunku płyniemy na drugi brzeg Mekongu.
526.
Podróż trwa około 30 minut.
527.
Płynie z nami ciężarówka załadowana kolbami kukurydzy.
528.
Zmęczeni tubylcy wykorzystują czas na krótką drzemkę.
529.
Dopływamy do przystani.
530.
Jedziemy dalej, by zwiedzić pobliską okolicę.
W takim terenie najlepiej poruszać się na skuterach, auta często nie radzą sobie na rozmokniętych drogach.
531.
cdn.
Fajnie Muminku ze wróciłeś do Kambodży , mam sporo do nadrobienia :)
Skuter z 523 no kapitalnie to wygląda.