Witam Wszystkich serdecznie. Przez długie tygodnie biłem się z myślami, czy opisać swoją przedwakacyjną przygodę z Gruzją. W końcu uczynił to już znakomicie Jan_S (czym swoją drogą zachęcił mnie do odwiedzenia tego pięknego kraju), więc długo przeważała myśl, iż nie warto dublować tematu. W końcu jednak przełamałem się i zdecydowałem na opisanie 10 dni spędzonych w różnych zakątkach Gruzji. Być może nowi użytkownicy forum nie mieli okazji zapoznać się z relacją Jana_S (gorąco zachęcam) lub może przeczytanie mojej relacji zachęci kogoś, do wybrania Gruzji jako cel swojej kolejnej podróży. Zdjęcia, które zamieszczę na pewno nie należą do wybitnych niemniej mają dla mnie dużą wartość sentymentalną i być może ktoś z Was pomyśli - zrobiłbym to zdjęcie dużo lapiej, jadę tam! Postaram się by moja relacja nie była czysto przewodnikowym zbiorem informacji ale subiektywnym spojrzeniem na opisywany kraj oraz jego mieszkańców. Zamieszczę też kilka szczegółowych informacji (jak np. ceny, godziny przyjazdów odjazdów), które być może komuś pomogą w planowaniu wyjazdu.
Rozmyślania o wylocie niejako zeszły się w czasie z publikacją przez Jana_S swojego materiału, a także zakupem tanich biletów lotniczych do Kutaisi przez mojego kolegę z pracy. Podkusiło mnie to do sprawdzenia ofert przewoźników lotniczych i wybrania dogodnego finansowo i kalendarzowo terminu do rozpoczęcia własnej przygody. Osobiście polecam Wizzair – mają chyba najlepszą ofertę. Na zwiedzanie Gruzji zabrałem mojego tatę, którego podobnie jak mnie wciąż coś od środka kusi, by jechać tam, gdzie go jeszcze nie było. Dopasowaliśmy dzień wylotu z dniem powrotu, tak by zmieścić się finansowo w założonej kwocie. 09-05-2014 wylot – 16.05.2014 powrót koszt biletu w dwie strony dla dwóch osób 766 zł. Zdecydowaliśmy się także na wykupienie normalnego bagażu (korzystaliśmy z dużego plecaka turystycznego) – 210 zł.
Bilety już mamy, dlatego przyszedł czas na to co najprzyjemniejsze dla mnie czyli planowanie. Pojedziemy tu i tam, zobaczymy to, tamto też no i przecież jeszcze to. Jednym słowem musimy być wszędzie, wszystko zobaczyć i najlepiej sfotografować. Pierwsze zakupy – przewodniki. Nie ma ich na rynku wiele (aczkolwiek ostatnio zauważyłem całkiem nowe i bardzo ładne wydanie wydawnictwa Bezdroża). Osobiście wszedłem w posiadanie trzech: dwa zakupione przewodniki wydawnictwa Pascal opatrzone tym samym tytułem „Gruzja, Armenia i Azerbejdżan” a także został mi sprezentowany przez moją żonę przewodnik reportażowo kulturowy Gruzja I. Osobiście odradzam zakup zaprezentowanego na zdjęciu drugim z racji na fakt, iż w 95% zawiera słowo w słowo spisane informacje z przewodnika nr 3.
Przewodniki przewodnikami ale prawdziwie bezcenne informacje można znaleźć na forum kaukaz.pl, dzięki któremu udało mi się naprawdę nieźle zaplanować podróż i uniknąć niemiłych niespodzianek na miejscu. Moim zdaniem nr jeden jeśli chodzi o skarbnicę informacji o Gruzji.
Czytając kolejne strony przewodników i przeglądając kolejne wpisy użytkowników kaukaz.pl zapisywałem miejsca, które na pewno musimy zobaczyć. Kiedy przyszedł czas na rozplanowanie kiedy dokładnie gdzie jedziemy okazało się, że niestety zabrakło czasu na to, by wszystkie te miejsca zobaczyć. W dużej mierze problemem było zgranie ze sobą przyjazdów i odjazdów gruzińskiej komunikacji, która w niektóre rejony praktycznie nie dociera lub robi to tak rzadko, że często potrzeba nieźle się nakombinować, by stracić możliwie mało czasu na przejazd. Jakbym nie kombinował i nie rozpisywał zawsze brakowało dnia lub dwóch, by zobaczyć założone minimum. Cholera, być i nie zobaczyć Wardzii lub nie przejechać się Drogą Wojenną – tak po prostu nie można.
Muszę napisać, że w rozwiązaniu tego problemu mieliśmy naprawdę dużo szczęścia. Kilka dni przed planowanym wylotem otrzymałem mail od Wizzair, że niestety ale wylot do Kutaisi zostanie opóźniony i w takim wypadku mogę skorzystać z jednego z trzech wyjść – zmiana lotu na inny o podobnym kilometrażu, zwrot wpłaconej kwoty + dodatek za zaistniała sytuację lub zmiana terminu lotu bez dodatkowych opłat. Oczywiście wybrałem ostatnią opcję wydłużając tym samym nasz pobyt o upragnione 2 dni , co pozwalało nam na zwiedzenie Gruzji w zadowalającym zakresie.
Wylecieliśmy około 15:20 czasu Polskiego, by o 20:40 lądować już na lotnisku w Kutaisi. Lotnisko kameralne, jakby czekające tylko i wyłącznie na nas. Szybko przeszliśmy przez bramki graniczne przywitani przez celników ciepłym „Dzień dobry” i pożegnani „Życzymy miłego pobytu w Gruzji”. Już na starcie bardzo miłe zaskoczenie. Zgodnie z naszym planem jeszcze tego samego dnia chcieliśmy się dostać do Tblisi – gruzińskiej stolicy, gdzie mieliśmy zaplanowanych kilka noclegów. Nie było to trudne ponieważ tuż po przekroczeniu bramek celnych znajdowało się dobrze widoczne stoisko, przy którym można było zakupić bilety na bus do Tblisi – obsługa w języku polskim J. Bilecik taki w przeliczeniu na PLN kosztuje ok. 25 zł. Nie trzeba się specjalnie spieszyć – zanim dokonaliśmy zakupu zdążyliśmy jeszcze wymienić walutę oraz odwiedzić lotniskowe toalety.
Do busa stojącego tuż przy wyjściu z lotniska szliśmy w pośpiechu, ponieważ Gruzja przywitała nas ciepłym deszczem. Oby tylko dzisiaj padalo pomyśleliśmy mając na uwadze fakt, że podróżujemy w maju czyli stosunkowo deszczowym miesiącu. Zanim ruszyliśmy upłynęło jakieś 30 min, w czasie których kierowca wypełnij wszystkie wolne miejsca w samochodzie i załadował, a raczej upchał bagaże wszystkich podróżnych. Jedziemy. Jest wygodnie, wszak do mercedes ale jakiś taki trochę inny.. sufit i podłoga w stylu retro z jakimiś drewnianymi z lekka kiczowatymi wstawkami a pomiędzy nimi niebieskie aż rażące po oczach diody. Po chwili z głośników daje się słyszeć rosyjskie disco. Jesteśmy w Gruzji, teraz już to czujemy.
W czasie przejazdu do Tblisi nagle kierowca zbacza z wyznaczonego kursu i zajeżdża do knajpy znajdującej się w leżącej niedaleko trasy wiosce. Przerwa na posiłek, napitek i zregenerowanie sił. Cierpliwie czekamy na parkingu zapoznając się z innymi kompanami tej nocnej podróży. Udało nam się poznać Olę oraz jej mamę. Ola spędziła w Gruzji ponad rok, miała tu studiować ale niestety zamknięto jej kierunek. Nie chciała tak po prostu wracać do Polski, dlatego została na dłużej, w końcu dorabiając jako przewodnik do Tblisi. Wymieniamy się informacjami o swoich planach na podbój Gruzji i udaje nam się umówić na wspólny dzień w stolicy, a także na podróż w do Dawid Garedża. Wchodzimy do środka knajpki, która okazuje się istną lokalną speluną aby zakupić coś do picia. Dobrze, że woda jest butelkowana, bo chyba nie zdecydowalibyśmy się jej pić w innej postaci. Kierowca zjadł, napił się oraz porozmawiał z innymi Gruzinami. Czas w drogę, wsiadać, nic nie gadać jedziemy do Tblisi. Do Tblisi dojeżdżamy późno. Jest już po północy. Wysiadamy gdzieś w centrum. Jest pięknie. Niemal każdy budynek oświetlony, wszędzie jasno, czysto, jesteśmy mile zaskoczeni. Mam przy sobie wydruki maili, które wysyłał do mnie syn człowieka, od którego wynajęliśmy mieszkanie na pobyt w stolicy. Zatrzymujemy taksówkę i próbujemy przeczytać nazwę ulicy możliwie wyraźnie, tak by kierowca nocnej taryfy wiedział jak jechać. Wymownie kiwa głową, więc uznajemy, że wie jak jechać. Nie wiedział, ale krążył stosunkowo niedaleko od naszej finalnej destynacji. Nagle dzwoni mój telefon. To numer właściciela kwatery. W aparacie rosyjskie sentencje. Cholera, a było uczyć się rosyjskiego zamiast angielskiego. Daję telefon tacie, wszak to człowiek PRL. Trochę kaleczy, coś tam duka, próbuje się dogadać, ale łatwo nie jest. Drugie połączenie i trzecie a my nadal krążymy. W końcu kierowca wyciąga rękę, by przejąć od nas komórkę i samemu rozprawić się z wynajmującym nam mieszkanie mieszkanie człowiekiem. Podjeżdżamy pod kościół. To tutaj? Hmm… Na kartce mam napisaną polską wymowę gruzińskich szlaczków z nazwą ulicy. Bełkoczę, więc nieudolnie ową nazwę do kierowcy, ten kiwnięciem głowy daje znak, że to tu, n oto wysiadamy.. Hola, hola. Kierowca daje znak by poczekać. Nie wypada zrobić inaczej więc czekamy. Nagle ukazuje się Pan z wąsami, którego widziałem już w portalu airbnb.pl. Jest właściciel naszego stołecznego mieszkania. Macha ręką byśmy szli za nim. Blok dziwny jedno piętro zamieszkane, jedno opuszczone jeszcze inne jakby w rozsypce, ale mieszkanie jak na zdjęciach – bardzo ok. Dwa pokoje ładna łazienka, kuchnia i cena 90 zł od naszej dwójki. Jest ok, no może poza tym, że z okna naszego 5 piętra mamy piękną panoramę na.. cmentarz. Po długiej podróży wreszcie chwila odpoczynku. STOP. Nie ma odpoczynku, bo właśnie o 2 w nocy właściciel mieszkania rozpoczyna wykład o wszystkich sprzętach domowych, ulicach miasta i generalnie całej Gruzji. Każe dokładnie notować na kartce to co mówi, co jakiś czas sprawdzając nas poprzez odpytanie. Jesteśmy padnięci, ale jest śmiesznie. O 4 nad ranem kończy wykład i wychodzi na odchodne serwując nam miły prezent w postaci zaproszenia na przejażdżkę do Mcchety – jednego z najstarszych miast Gruzji, położonego w niedalekiej odległości od Tblisi. Dziękujemy, jesteśmy zadowoleni. A o której godzinie, tata zapytuje niezgrabnie po rosyjsku? 10 rano, bądźcie gotowi, odpowiada gospodarz i zamyka za sobą drzwi. No to rozpoczęło się gruzińskie wariactwo.. (oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu).
Od następnego postu zamieszczam zdjęcia, więc relacja będzie ciekawsza i może kogoś zainteresuje