Dokładnie rok temu popełniłem tekst Sceptyka słów kilka o OMD. Wtedy opisywałem swoje wrażenia po pierwszym miesiącu z topowym wówczas aparatem m4/3. Nie ma co ukrywać E-M5 nie zrobiła na mnie dobrego wrażenia. Nawet nie o to chodziło że aparat byłby jakiś beznadziejny, bo tego powiedzieć nie można, ale brakowało jakiegoś smaczku, takiej przysłowiowej "kropki nad i". Bo sprzęt kosztujący wówczas zawrotną kwotę ponad 4 tys. zł. nie wybijał się w jakiś wyraźny sposób ponad konkurencyjną ofertę.
Spostrzeżenia i uwagi wówczas zebrane zostały potwierdzone w trakcie eksploatacji. Nienajlepsza ergonomia, degradacja niebieskiego koloru, szybkość migawki ograniczona do 1/4000s dawały czasami o sobie znać. Do tego brak nowinek technicznych które już u konkurencji od jakiegoś czasu były obecne i to w tańszych aparatach - zdjęć z interwałometrem, składanych automatycznie panoram czy HDR-ów. No i kwestia zasilania - 2 bateria to podstawowy zakup zaraz po nabyciu aparatu.
W okresie świątecznym miałem okazję testować młodszego brata E-M5tki. Aparat w którym usunięto znaczącą większość słabych punktów poprzednika. Czy więc wreszcie aparat idealny? Prawie! Postaram się to pokazać w niniejszym tekście. Ale dlaczego tylko "prawie idealny"? niestety, firmie Olympus nie udało się usunąć jednej dosyć ważnej wady - wysokiej czy wręcz bardzo wysokiej ceny. Jednak, uciekając się do porównań ze świata motoryzacji, czy ktoś recenzując Mercedesa s-klasy albo BMW serii 5 wymienia wysoką cenę wśród wad?
1. (E-M1 + PL25/1,4; t=1/25s f=3,5 ISO=6400)
![]()