Biomet ponoć w Poznaniu niekorzystny, ale skutecznie mi dziś humor poprawiliście![]()
![]()
![]()
Biomet ponoć w Poznaniu niekorzystny, ale skutecznie mi dziś humor poprawiliście![]()
![]()
![]()
Dla nas to może nuda, masz pełną rację. Ja jak robię zdjęcia to zmyślą o przyszłych pokoleniach,bo zawsze coś tam ocaleje i nasze prawnuki będą ciekawi jak wyglądali nasi przodkowie. Ja przynajmniej tak robię i poszukuję wśród rodziny starych zdjęć do zeskanowania.
Druh Synchro dwie Smieny dawno sprzedane. Zenit E w szafie. W cyfrze Olympus SZ-30 MR do robienia filmików i do noszenia w kieszeni, E 420 z kitem 17,5-45 mm zepsuł się, więc zastąpił go M 10 tez z kitem większym . Jeżdżę Laguną z 1998 roku.Mniej znaczy więcej.
nie sugeruję że nie masz racji, może masz. Sugeruję jedynie, że skoro nie zajmujesz się fotografią weselną to Twoje wypowiedzi na temat doboru sprzętu mogą być bardziej wynikiem "chciejstwa" i "widzimisizmu" niż opinią opartą na własnym doświadczeniu i próbach rozwiązywania problemów które podczas fotografii ślubnej się zdarzają.
Owszem, można podejść do tematu tak jak Janko Muzykant - że zdjęcia ślubne to kicz i dziadostwo robione na zamówienie dyletantów fotograficznych którzy fotografa na ślub zamawiają tylko ze względu na tradycję i może jeszcze ze snobizmu. Tak, wielu fotografów dobrze odnalazło się w tej konwencji - zdjęcia obrączek z miniaturową GO, jakieś maziaje na super szerokim kącie i seria czarno-biała dla podniesienia ogólnego wrażenia artystycznego. Do tego rameczki, duperelki i obowiązkowe wielkie logo ze słynnym ".... photografy" i pełnymi danymi teleadresowymi... wygląda to super profi... i jeszcze byłoby dobrze żeby ten fotograf miał wielką torbę i wielką białą eLkę, i żeby się kręcił tak że jeśli przypadkiem jakiś gość weselny miałby na uroczystości swój aparat i ośmielił się coś tam próbować dyskretnie pstryknąć, to żeby ten fotograf na pewno się w kadrze znalazł. Obowiązkowo z ową białą eLką... przecież musi być widać że fotograf był i że był to profesjonalny fotograf...
Ale można też podejść uczciwie do tematu. Spróbować zrobić dobry reportaż. O uczuciach, o wzruszeniu, o radości... uchwycić w kadrze jeden z najważniejszych momentów w życiu. Pokazać bawiących się gości. Pokazać radość ze spotkania się osób które (tak się czasem zdarza) spotykają się ze sobą bardzo rzadko - bo odległość, bo praca, bo brak czasu... pokazać dzieci rozradowane ilością balonów (tak, banalne ale jakie urocze)...
Uczciwy (w sensie uczciwości zawodowej), dobry fotograf ma co robić na weselu.
I ma też szereg problemów do rozwiązania. Na przykład:
1) stary kościół z pięknie rzeźbionymi, niestety poczerniałymi od starości ławkami i taki sam ołtarz i do tego bajeczne witraże... a na dokładkę żyrandole z dziesiątką małych żaróweczek. Jak to opanować względem parametrów ekspozycji by i owe ławki było widać, i ołtarz i by witraże w przepałach nie zginęły?
2) W owym kościele pani młoda w białej haftowanej sukni a pan młody w ciemnym, prawie czarnym garniturze. No jak to naświetlać by ów garnitur nie wyszedł na zdjęciach jak na pogrzebie a zarazem by haft na sukni nie zginął?
3) Nie ma nic bardziej irytującego na ślubie niż fotograf który wydaje się być ważniejszy od księdza - jakie obiektywy dobrać by zamknąć w kadrze to co potrzebne a jednocześnie pozostać dyskretnym i niezauważalnym prawie?
4) przyjęcie weselne - i okazuje się że obrusy białe ale suknia pani młodej kremowa - jak powyciągać balans bieli? na obrusy? wyjdzie że suknia brudna, na suknię? wyjdzie że obrusy niebieskie...
5) znów sala weselna - i moda ostatnich czasów - oświetlenie "żarówkami energooszczędnymi" z ich poszarpanym, paskudnym widmem. A przecież twarze gości, kolory sukienek druhen i szanownych pań powinny być ładne, naturalne i bez przekłamań kolorystycznych...
6) A tego światła i tak jest za mało a ludzie się wspaniale bawią, muzyka rżnie od ucha do ucha... i jak tu zdjęcia robić gdy ostrość trudno na czymkolwiek złapać, gdy czasy migawki dawno przekraczają granicę poruszonych zdjąć... pierwsza myśl - błysnąć lampką, od sufitu odbić... no super tylko że sufit niby biały a po dobiciu światła silną czerwoną dominantę wprowadza..
Przykładów takich zagadnień i problemów można pewnie jeszcze wiele, wiele znaleźć. I nagle okaże się że 12 bitowy RAW sprawdza się gorzej niż 14 bitowy. Że różnica połowy eV dynamiki, która "na co dzień" jest zupełnie niezauważalna nagle zaczyna być przepustką do łatwiejszej obróbki. Że nawet słaby mechanizm AF fazowego działa stabilniej niż topowa wersja AF kontrastowego. Że po zeskalowaniu w dół lepsze wyniki osiągnie się z 24 MPix niż z 16 MPix. Że łatwiej jest dobrać sensowną cenowo i jakościowo optykę do archaicznego systemu lustrzankowego niż do nowoczesnego bezlusterkowca.
A jak już pojawił się temat kasy... systemy bezlusterkowe są drogie, w pewnych przypadkach mogą być droższe od systemów opartych na FF. A skoro fotografia weselna ma być źródłem zarobku, i skoro ceny w skutek konkurencji są liche to trzeba minimalizować koszty.
sorki za przydługi wpis... nie chcę w nim na siłę bronić FF czy deprecjonować m4/3. Tylko że gdzieś ten wątek, mający charakter sprzętowy skręcił w stronę dywagacji ideologicznych.
pozdrowienia dla "weselnych"![]()
Janku, dziękuję, ponieważ napisałeś to również i moim głosem
Co ciekawe, bez zbędnego sarkazmu, prześmiewczych tekstów, spłycania, czy wręcz wyśmiewania konkretnych gałęzi fotografii, "bo tylko to co ja robię, to prawdziwa fotografia, a cała reszta to kotlet, szmira i fotograficzne przedszkole".
Pozdrawiam a życzliwi niech trzymają kciuki, bo dziś jadę na pierwszy ślub z EM-1. Oczywiście póki co jako dodatkowy korpus, ale jakiś materiał z tego przywiozę
Rafał.
Ostatnio edytowane przez Karol ; 25.04.14 o 11:03
I zbankrutować. Rynek na takie zdjęcia to może pięć procent całości. Można lecieć na marce, którą szczęśliwie się wyrobiło kiedyś tam, ale dla ilu takich jest miejsce? Jednego na miasto?
Dziś wybór masz spory, każda wystarczająco pojemna tonalnie matryca: wszystkie nowe olki, fuje i pentaxy, prawie wszystkie nikony, większość snoniaków. Najnowsze canony ff. W przypadku pozostałych marek rozmiar matrycy nie ma znaczenia tylko wybór konkretnej (co mnie dziwi, ale tak jest).
No ale to chyba pytanie nietechniczne?Jak ktoś nie ma dobrej ręki i oka, to wąskie i niech stoi daleko, jak potrafi strzelić za każdym razem, to dowolne, gdyż strzeli tylko tyle razy, ile będzie chciał oddać zdjęć więc jego przeszkadzanie będzie minimalne.
I znowu nijak to nie jest związane z wyborem aparatu. Trzeba mieć oko do ACRa po prostu i znać go dobrze.
Patrz: wszystkie wcześniejsze rady plus praca na ręcznym ostrzeniu. Większość zdjęć tego typu, bez względu na ''epokę foto'' robiłem/robię na całkowitym manualu (ostrzenie/ekspozycja).
Może sprawdzać się lepiej. Wystarczyłby i ośmiobitowy, gdyby aparat wepchnął tam odpowiednią tonalność. Sama głębia bitowa wiele nie znaczy.
To też jeszcze niewiele znaczy, bo ''ogon'' dynamiki może nadawać się do wyciągnięcia albo nie, mimo że w ''efałach'' wychodzi dużo. Cienie potrafią wyglądać fajnie (nikony) albo wrednie (canony).
Każdy współczesny af na potrzeby kotletów to napęd nadświetlny z Gwiezdnych Wojen. Jak ktoś narzeka, że ma za wolny af do ślubów, to niech się weźmie za coś innego.
Lepiej albo gorzej. Do tego używać należy oka
Dlatego zawsze należy używać głowy, a nie stereotypów i mądrości ludowych.
Dlatego gdybym miał robić takie rzeczy, kupiłbym Nikona 5100 i jakieś tanie szkiełko. Kosztuje to grosze, a dysponuje wciąż największą dynamiką i zapasem reszty parametrów. Do tego kupiłbym chińskiego gripa, maźną wszystko czarnym sprayem, żeby skretyniałym wujkom zrobić zagwozdkę, a na ramieniu powiesił efekciarski pokrowiec typu tuba, sugerujący obecność 70-200/2.8 (w środku nie byłoby nic albo siedziałyby kanapki, bo kiedyś pstrykałem wesele w Niemczech, na którym nie było nic do żarcia).
Nie ma żadnej ideologii. Małe jest wygodne, a daje radę. Znowu na duże lecą wieśniaki - lecz zarazem potencjalni klienci (tak: nazwijmy rzecz po imieniu - jeśli ktoś robi priorytet z rozmiaru to sorry, inaczej tego nazwać nie potrafię). Na razie jest pat, ale za kilka lat, może się rynek uświadomi...
Pozdrowienia dla ludzi pracy!![]()
Ostatnio edytowane przez Janko Muzykant ; 25.04.14 o 10:58
pojechałem i teoretyzuję... kotletów nie robię bo dopiero się uczę, zresztą fotografię traktuję jako hobby a nie zarobek. Z większością problemów wymienionych powyżej z racji wspomnianego braku umiejętności nie potrafiłbym sobie dobrze poradzić. Ale to nie znaczy że oglądając różne zdjęcia weselne nie widzę tych problemów i że nie widzę, że wielu tzw. profi-fotografów też nie potrafi sobie z nimi poradzić a potem nieudolność własną lub niedostatki sprzętu, maskuje pseudoartystycznym zmniejszaniem GO czy robieniem maziajów i konwersją do B-W.
Oglądam tu na forum wiele zdjęć i tak sobie myślę - że im lepszy fotograf (w sensie opanowania techniki) tym gorszym aparatem sobie poradzi. Fotograf słabszy, tudzież pracujący w trudniejszych warunkach musi mieć lepszy sprzęt który da mu ten margines w który swoje nieumiejętności schowa
Dlaczego zbankrutować? dlaczego zrobienie normalnego, takiego normalnego, poprawnie naświetlonego zdjęcia jest bardziej "kosztowe" niż pseudoartystyczne wygibasy? o co chodzi? czy o podnoszenie ego fotografa że niby zdjęcia "profi" muszą się różnić od zdjęć wujka Mietka? tak niech się różnią! ale nie tandetnym efekciarstwem ale poprawnością kadrowania, świetną, klarowną obróbką i precyzyjnie trafioną ostrością. Tego wymagam od fotografa na wesela. Fotografa który ma być nie artystą ale raczej solidnym rzemieślnikiem dobrze znającym swój fach. I tak jak rzemieślnik wie kiedy użyć dłutka a kiedy siekiery, tak i fotograf powinien wiedzieć kiedy jakiego sprzętu użyć. Jeśli warunki są na tyle dobre że do prawidłowego zarejestrowania kadru wystarczy m4/3 niech korzysta z m4/3 ale jeśli zaczynają się schody i potrzeba dynamiki większej niech użyje FF czy innego wynalazku a nie ściemnia że m4/3 jest dobre na wszystko.
Jan_S- wcale nie naśmiewam sie z sztuki kotleciarskiej, bo sam z siebie bym się naśmiewał. Trochę żartuję, z kotleciarskiego nadęcia.
Fotografia weselna stawia przed wykonującym usługę pewne wymagania, różnorakie, techniczne, estetyczne i etyczne. po prostu, pracując z ludźmi i wśród ludzi nie można zrobić z siebie wała. Trzeba mieć wiedzę i otwarty umysł, pstryknąć przynajmniej z 20 wesel, trochę to ogarnąć, podpatrzec trochę pomysłów, pogadać z kolegami i można działać. Wielkiej filozofii nie widzę. Jeśli Dobas robi fajne fotki zwierząt (też maja czarne i białe futerka, jak państwo młodzi) i ludzi to zrobi takie same na weselu, podobnie Janko M. Argument, że zajmują się inną dziedziną fotografii jest z czapki.
Czytam czasem (czytalem dawniej częściej) materiały informacyjne/reklamowe fotografów weselnych i rozumiem, że trochę muszą podbarwić , pobajerować, czy minąc się z prawdą, w końcu z tego żyją. Jednak w wielu dyskusjach na forach milośników fotografii/sprzętowych tego typu historie/histerie i opowieści o wyjątkowości kotleta, potrzebach sprzętowych, bez których nic się nie może wydarzyć i udać, zwyczajnie mnie śmieszą. Tu na forum nie musi się udawać niczego.
Sam jesteś mocno przejęty problemem choć jak piszesz-"pojechałem i teoretyzuję... kotletów nie robię bo dopiero się uczę, zresztą fotografię traktuję jako hobby a nie zarobek. Z większością problemów wymienionych powyżej z racji wspomnianego braku umiejętności nie potrafiłbym sobie dobrze poradzić."
Tak więc dyskusja z Toba jest mocno teoretyczna. Co nie znaczy, ze nie ma sensu.
Sprzęt aparaty, lampy jest dziś powszechnie dostępny i stasunkowo tani, dla pracujacych w branży weselnej zakup zestawu/ systemu nie powinien stwarzać problemu, takze finansowego. Zresztą trafnie to ujął Janko- wystarczy D5100/5200 + 17-55/2,8 Nikkora + 35f1,8 + 85f.1,8, lampy, trochę gadżetów. To takie minimum. Ale dla obeznanego starczy. Oczywiście, że wolę użyć D700 i jasnej optyki Nikkora, pewnie znalazłbym coś jeszcze lepszego. Tylko pytanie po co?
Osobiście lubię drogie aparaty, bo się je fajnie trzyma, wygodnie obsługuje i się nie psuja tak szybko jak te tanie. No i jakoś tak, jak każdy facet lubi drogie zabawki