Chyba niemal wszyscy tak mamy, że łudzimy się, że dokupując "to coś" (nowy obiektyw, nowy korpus, nową lampę, nowy filtr, ...) wreszcie będziemy mogli robić zdjęcia, bo tylko brak "tego czegoś" nas ograniczał. Producenci aparatów i ich internetowi fanatycy (testy sprzętowe) tylko utwierdzają nas w tym przekonaniu.
Ciągle nam czegoś brakuje - za wolny AF, za duża głębia ostrości, za długa ogniskowa, za krótka ogniskowa...
Patrząc na nową ulotkę reklamową sprzętu z tego roku można pomyśleć "jak mogłem bez tego robić zdjęcia dwa lata temu"
Dobrze to znam, bo kupowałem i sprzedawałem wszelkie możliwe sprzęty szukając niemal "Świętego Graala" fotografii. Miałem manualny aparat 501CM i był jedynym, który mi nie przeszkadzał w robieniu zdjęć.
Ken Rockwell jest jedną z tych osób, które mimo fanatyzmu sprzętowego krzyczy, że zdjęcia robi człowiek (http://www.kenrockwell.com/tech.htm). I o ile ma swoje oddane grono "hejterów" nie sposób odmówić mu racji w wielu miejscach dotyczących robienia zdjęć.
Wracając do tematu - street photo było zawsze dla mnie marzeniem - tzn. aby umieć to robić i akurat to mi nie najlepiej wychodziło. Starałem się naśladować Mistrzów zarówno sprzętem, jak i próbując kopiować sytuacje uliczne. Jedną z lepszych fotografii w życiu zrobiłem aparatem Rollei 35SE.
Próbowałem wielokrotnie pracować odpowiednikiem 35mm i mi nie wychodzi.
Najwygodniej mi się robi 80mm (na średnim formacie kliszowym), 50mm (na małym obrazku kliszowym) i 25mm (micro4/3).
I nadal jest albo za szeroko, albo za wąsko. Nigdy nie jest dobrze.![]()