Nareszcie spełniam swój obowiązek i z paskudnie ogromnym późnieniem, mogę podzielić się moimi wrażeniami z użytkowania wypożyczonego od Wuja Oleksandara obiektywu ZUIKO DIGITAL ED 90-250mm 1:2.8.
Na "tarzanie się" w sprzęcie wybrałem wypad nad Biebrzę, gdzie w niezmiernie miłym towarzystwie i cudownej gościnie u Tamary i Piotra Moosów, przyszło doświadczyć mi losu miłośnika fotografii przyrodniczej.
"W szóstym armata, o! jaka wielka!
Pod każdym kołem żelazna belka!"
albo
"Nam strzelać nie kazano. - Wstąpiłem na działo
I spójrzałem na pole; dwieście armat grzmiało."
To pierwsze myśli, które mnie opanowały, gdy przespacerowałem pierwszy kilometr.
Zwolennicy Penów i Oemdów powiedzą - cierp ciało, jak ci się chciało. I słusznie, bo momentami z lekką zazdrością zerkałem na Adasia, gdy zwinnie śmigał pośród krzaczków, niosąc swój ekwipunek o łącznej masie bliskiej zera. Z drugiej zaś strony chronił mnie przed załamaniem nerwowym widok dzielnego Marcina, który upadłszy na głowę już dawno, dźwigał twardo swój prywatny egzemplarz 90. Warto tu dodać, że mając już doświadczenie, przezornie wyposażył się w Małżonkę, aktywnie uczestniczącą w ekspedycjach niezliczonych, mającą w tajnikach sztuki tragarskiej nieograniczoną wiedzę.
Sprzęt jest naprawdę ciężki i nie stanowi problemu przy wyprawie na zasiadkę, natomiast wędrowanie z nim kilometrami, to nie łatwa zabawa.
Wszystkie te niedogodności rekompensuje przyjemność posługiwania się nim.
Odniosłem wrażenie, że przy dalszym dystansie obiektyw ma problem z ostrzeniem. Próbowałem na mniej i bardziej kontrastowych punktach i zbyt często musiałem korygować ustawienie. Może przyczyną jest to, że 90% zdjęć wykonałem z ręki, ale zwracałem na to szczególną uwagę,. Zresztą na statywie było podobnie. Nie zapytałem Marcina na gorąco, czy u niego jest podobnie i przecież mogliśmy zamienić się szkiełkami na moment, ale jakoś mi to ze łba wyszło. Znowu potwierdza się przysłowie, że Polak mądry po szkodzie.
Bliższy dystans do obiektów, poniżej 30 metrów, eliminował problem już definitywnie. Jasność szkła, to ogromny atut, bo rewelacji ze światłem nie było, a mocniejsze otwarcie poszerzało możliwości. W moim mniemaniu zdjęcia są ostre, kontrastowe, bez wyraźnych, zauważalnych wad.
Nie jestem maniakiem detali niewidocznych gołym okiem, bez powiększania zdjęcia milion razy, zatem wróciłem z wyjazdu kontent i szczęśliwy.
Takie moje podejście, pewnie budzi moje wątpliwości. Czy przepaść jakościowa pomiędzy profesjonalnym 90-250, a półprofesjonalnym 50-200 jest rzeczywiście tak ogromna, że warto wyłożyć dodatkowe kilkanaście tysięcy ? W moim pojęciu nie. Dopóki nie mam dość pieniędzy, lub nie zarabiam fotografowaniem, taki zakup jest pozbawiony jakiegokolwiek sensu, choć doświadczenie i frajda są bezcenne.
Zawsze to powtarzam do znudzenia - wystarczy spojrzeć na fantastyczne fotografie naszych koleżanek i kolegów, wykonane obiektywem 70-300.
Pozostaje mi jeszcze tylko przedstawić jakieś zdjęcia, bo sami wtedy najlepiej ocenicie moją dupowatość i klasę obiektywu. Tylko gdzie najlepiej wrzucić Raw-y ?