W ramach porządków noworocznych znalazłem na dysku mój bardzo stary artykuł sprzed wielu lat. Był on publikowany na stronie plenerowej, ale strona już od lat nie istnieje, więc pomyślałem sobie, że wrzucę artykuł tutaj.
Odbiorcami artykułu mieli być z założenia bardzo początkujący amatorzy fotografii.
Dziś zapewne bym zupełnie inaczej napisał, ale ten tekst już istnieje, więc...
Ciekaw jestem Waszych opinii.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Moja biblioteczka zawiera sporo książek omawiających kompozycję obrazu i fotografii. Są to książki takie jak m. in. Tom Grill & Mark Scanlon – „Photographic Composition”, David Sanmiguel (i in.) – „Podręcznik malarstwa – Perspektywa i kompozycja”, Jacek Antoni Zieliński – „O widzeniu artystycznym”, Paweł Wójcik – „Kompozycja obrazu fotograficznego” i wiele innych. Tak na marginesie, to w jednym z następnych moich artykułów chciałbym przedstawić listę wszystkich polecanych przeze mnie książek dla początkujących i średniozaawansowanych fotografów.
Niedawno, ponownie przejrzałem te książki i zauważyłem, że wszystkie z nich dążą do pokazania kompozycji idealnej, tj. gdzie wszystkie punkty, linie, plamy są zrównoważone, co zapewnia harmonię, a co za tym idzie obraz podoba się widzowi. Ja w swojej fotografii miałem etap tworzenia takich prac i po dziś tego nauczam jako instruktor fotografii podwodnej. Jednak w trakcie nauki w Warszawskiej Szkole Fotografii zauważyłem, że kompozycja zbyt bliska ideałowi jest nudna.
Porównać mogę to do pięknej dziewczyny, w dopasowanej sukience, z zadbaną fryzurą, właściwym makijażem. I jest ona jak tysiące modelek codziennie oglądanych w telewizji, magazynach kolorowych, reklamach, itd. Jednak taki niepasujący do całości czarny pieprzyk, który narusza całą harmonię postaci sprawia, że dziewczyna z typowej modelki staje się obiektem pożądania, a chociażby zaciekawienia.
Popatrzmy na zdjęcie tego drzewa. Wykonałem je kamerą wielkoformatową 4x5” i jest ono poprawne kompozycyjnie. Lubię to zdjęcie, a dużo w tym zasługi wspomnień, jak szedłem przez śnieg po pas aby być bliżej obiektu, a koledzy – plenerowicze nawoływali, abym już wrócił, bo zimno i wietrznie.
Dużo temu zdjęciu, moim zdaniem, daje fakt, że gałązki są ułożone lekko ukośnie z uwagi na wiatr. Gdyby wszystko było pionowe, zdjęcie byłoby zbyt proste. Pozwoliłem sobie także na pozostawienie w prawym dolnym rogu czarnego punktu, który równoważy wycięcia w ramce. W przypadku, gdy zdjęcie miałoby być pokazywane nie jako stykówka z ramką, rozważyłbym retusz tego czarnego elementu.
Podręczniki do fotografii często wspominają o zasadzie złotego podziału obrazu fotograficznego. Upraszczając znacznie zagadnienie można przyjąć, że mózg widza przyjmuje najchętniej obrazy, gdy najważniejsze elementy są umiejscowione mniej-więcej w punktach około 1/3 od brzegów fotogramu. Te punkty nazywamy punktami mocnymi obrazu. Mój aparat kompaktowy ma opcję pokazywania tych punktów w czasie kadrowania zdjęcia.
Z uwagi na uwarunkowania kulturowe, w tym rejonie świata przyzwyczajeni jesteśmy do czytania od strony lewej do prawej, co powoduje, że najważniejszy z tych punktów to lewy – górny. Bazując na tej zasadzie wykonałem fotografię wiatraków. Aparat to manualny Nikon FM2 z obiektywem 50mm.
Fotografia byłaby niekompletna, gdyby nie blask słońca (prawo-góra) zapewniający wypełnienie wszystkich punktów mocnych. Ale wracając do nieidealności kompozycji – gdyby oba wiatraki były duże i rozmieszczone symetrycznie zdjęcie byłoby nudne. Zdecydowałem się aby jeden wiatrak dotykał tylko jednego punktu mocnego, a za to wykorzystałem blask słońca. Atrakcyjności temu zdjęciu dodaje fakt, że wszystkie punkty są wypełnione, ale jeden z nich jest zupełnie inny (duża plama) niż inne (elementy wiatraków).
Podobny zabieg zastosowałem w poniższym zdjęciu (aparat średnioformatowy 6x6 cm z obiektywem Planar 80mm):
Tu także prawy-górny punkt mocny jest wypełniony plamą, ale horyzont dokładnie pokazuje widzowi, gdzie ten punkt ma być. Do tego dochodzi wyraźnie zaznaczona przekątna oraz ciekawe rozmycie (czas naświetlania 8 minut).
Kolejny temat z podręczników to rytm. Zaleca się, aby był dostrzegalny jakiś rytm w zdjęciu. Ale wyobraźmy sobie klasyczne zdjęcie klawiatury fortepianu… nuda! Dopiero naruszenie – nawet lekkie – rytmu wprowadza atrakcyjność do zdjęcia.
Zimowe zdjęcie, także z aparatu średnioformatowego 6x6 cm.
Ideologia jest widoczna na pierwszy rzut oka – 5 słupków, czyli niekompletnych drzew (zniszczonych? zabitych? uschniętych?), potem granica w postaci płynącej wody i 5 dużych, żyjących drzew.
Dopiero po chwili obserwacji zdjęcia widać, że drzew wcale nie jest 5, a jest 5 grup drzew (po 3 sztuki), a do tego jedno więcej, a słupki wcale nie mają równych odstępów… A więc oko dostrzega rytm, który jest zaburzony, co zwiększa atrakcyjność fotografii.
Na poniższym zdjęciu umieściłem główne elementy (dziewczynka i mężczyzna) w głównych punktach obrazu. Zdjęcie nie zwracałoby na siebie uwagi, gdyby nie jaskrawo żółta kurtka bohaterki. Postawa ciała dziewczyny uzasadnia zrobienie zdjęcia z tyłu, czym narusza kolejną zasadę podręcznikową, że na zdjęciach ludzi musi być widoczna twarz. (Jest to stare zdjęcie z aparatu cyfrowego najprawdopodobniej był to Nikon D70 albo kompakt Sony DSC-V3 – nie pamiętam).
Jasny obrus na stole (ukośny!) z kurtką dziewczynki niemal buduje przekątną (lewo-góra / prawo-dół), ale trochę brakuje to tej przekątnej. Cóż, w fotografii ulicznej nie da się wszystkiego zaplanować.