Dlaczego fotografujesz ludzi głównie od tyłu? Boisz się, czy tak sobie po prostu założyłeś?
Edit:
Temat został wydzielony z wątku MacieyW: https://forum.olympusclub.pl/threads...l=1#post890734
Dlaczego fotografujesz ludzi głównie od tyłu? Boisz się, czy tak sobie po prostu założyłeś?
Edit:
Temat został wydzielony z wątku MacieyW: https://forum.olympusclub.pl/threads...l=1#post890734
Ostatnio edytowane przez hades ; 5.12.12 o 12:11 Powód: dopisek moda
Nie wiem do kogo kierować te słowa, ale czuję się wyróżniony umieszczeniem mojego wątku na głównej stronie Klubu – dziękuję.
Diabolique –zacznę może od tego, że zdjęcia, które prezentuję i sam klasyfikuję do zdjęć ulicznych, zacząłem robić latem tego roku. Wcześniej ograniczałem się do rejestrowania imprez rodzinnych, miejsc z wakacji, itp. Jakoś pod koniec zeszłego roku spotkałem znajomego, który pokazał mi swoje fotografie na jednym z portali foto – tam trafiłem na zdjęcia „street”, które zrobiły na mnie takie wrażenie, że sam zapragnąłem je robić – kupiłem więc PEN-a i rozpocząłem swoją przygodę
Mogę powiedzieć, że fotografowanie ludzi „z tyłu” po części jest spowodowane jak napisałeś „strachem”, chociaż ja nazwał bym to raczej dyskomfortem związanym z naruszaniem osobistej przestrzeni fotografowanego. Ważniejsze jest dla mnie jednak to, żeby do momentu zrobienia zdjęcia nie wchodzić w interakcję z fotografowaną osobą - wolę być niezauważony. Robienie zdjęć „z przodu” wiąże się zazwyczaj z jakąś reakcją, a ponieważ nie potrafię pozostać niezauważony lub być tak szybki aby przed tą reakcją zdążyć– niewiele mam takich ujęć.
Przy okazji - jestem pod wielkim wrażeniem Twoich fotografii - w szczególności esejów.
Bez sensu jest to co piszesz. Na ile zdjęć zrobionych "z przodu" spotkałeś się z reakcją fotografowanego? 1 procent? Promil?
Myślę, że więcej w tym usprawiedliwiania siebie niż rzeczywistego doświadczenia
A szkoda. No ale nie od razu Kraków zbudowano. Tylko jeśli będziesz sobie dorabiał ideologię o "byciu niezauważonym od przodu" to z czasem te foty "z **** strony" zaczną nudzić widza. A różnorodność punktów widzenia (jak również perspektyw) pozwoli ci dłużej zachować swieżość![]()
Ja tam nie uważam, że jest to bez sensu. Każdy ma pewien próg, nazwijmy go "strachu", który trzeba pokonać, jeśli chce się zrobić zdjęcie obcej osobie na ulicy. Jednym przychodzi to łatwiej (pewnie Ty jesteś przykładem), innym z większym oporem. Ja spotykałem się z reakcją (niezadowoleniem) osoby fotografowanej stosunkowo często, na pewno częściej niż 1%, co skutecznie powstrzymuje mnie przed fotografowaniem w stylu Thomasa Leutharda. Co do nudzenia widza, moim zdaniem ważniejsza jest chwila i kompozycja, niż to czy forografowany obiekt patrzy prosto w obiektyw, czy jest odwrócony bokiem albo tyłem.
Do tego na zdjęciach macieyW, choćby 9 i 11, to że obiekt jest tyłem akurat jest atutem.
Pozdr
U niektórych może jeszcze dojść opór spowodowany szumem wokół publikacji wizerunku. Nawet jeśli zrobi zdjęcie - nie chce publikować. Jedni mają to gdzieś i wrzucają do netu wszystko, inni tylko te ze zgodą, a jeszcze inni wolą odpuścić.
A tak gwoli ścisłości, to takie "typowe od tyłu" to naliczyłam tylko 2 zdjęcia babćO 9. nie wspominam bo to inna bajka przecie.
Mi się zdarza (na szczęście rzadko), że ludzie się czepiają - bo fotografuję np. kawałek muru (w przypadku śmietników to raczej tylko tak jakoś dziwnie patrzą). W sobotę jedna pani emerytka spytała czy to ja jestem nowym administratorem(jak rozumiem - jakiegoś osiedla czy innej wspólnoty) bo robiłem sobie na Ochocie zdjęcie trzepaka na tle pustej ściany...
Mój ulubiony sposób jest "na dziecko". Idziesz z dzieckiem, stawiasz je w sporej odległości od siebie i mówisz robiąc zdjęcia (np. idź w tamtą stronę, stań tam, spójrz tam itp.). Wówczas budzisz mniejsze podejrzenia, nikt nie weźmie Cię za typka z gazety
Z braku dziecka możesz to samo robić np. z dziewczyną![]()
To co piszesz jest - przynajmniej dla mnie - dziwne. Nie chcę się za bardzo rozwodzić, bo pewnie mało kto przeczyta więcej niż 5 linijek, takie już prawa netowych dyskusji...
"Podchodzenie ofiary", strzelanie zza węgła, maskowanie się z aparatem - już samo to pokazuje twoje intencje odnośnie fotografowanych osób i - mówiąc szczerze - nie mam o tym dobrego zdania. Liczysz się tylko ty i twoje ujęcie. Czy to w porządku? Śmiem wątpić.
Jedyną "techniką", którą mógłbym ci polecić bez większych dylematów moralnych jest dłuższe przebywanie w jednym miejscu (skwerku, placu itp.). Całą tą "technikę" można zamknąć w stwierdzeniu - im dłużej przebywasz w danym miejscu tym bardziej stajesz się jego właścicielem.
Jak to interpretować? Już tłumaczę. Gdy przychodzisz na jakieś miejsce to trafiasz na sytuację zastaną, którą burzysz. Nie dziwne, że wszyscy zwracają na ciebie uwagę. To tak jakbyś wszedł do przedziału w pociągu.
Gdy przebywasz w danym miejscu to stajesz się jego elementem. Jedni ludzie odchodzą, inni przychodzą i dla tych przychodzących jesteś częścią środowiska, w które właśnie oni wkraczają. Przychodzą na jakiś placyk i myślą "O, jakiś fotograf robi zdjęcia. Popatrzę sobie". Jesteś naturalną częścią tego miejsca, nie powodujesz u nich dysonansu. Przychodzą i widzą, że fotografujesz sobie wokół. Tak samo jak widzą, że ktoś jeździ na desce, chłopak całuje się z dziewczyną, jakiś facet niesie szybę od szklarza itp. Tak samo nie budzi ich niepokoju "pan stop", który przeprowadza dzieci przez ulicę - spotykają go codziennie, w tym samym miejscu, wkomponowali go sobie w środowisko. A weź tylko wyskocz z tekstem "pozwoli pani, że przeprowadzę pani dziecko na drugą stronę"... No właśnie... Więc czemu miałoby cię dziwić, że reagują na napastowanie obiektywem?
Stosując opisaną przeze mnie "technikę zawłaszczania miejsca" nie powodujesz w ten sposób ich niepokoju. Ot, cała tajemnica dobrej, nieustawianej fotografii, bez elementów ryzyka, nieprzyjemnych sytuacji i dylematów prawno-obyczajowych.