Był następny raz. I to z przygodami.
Wyszliśmy z lasu w Wołowcu, a tu na polance gdzie ludzie trzymają samochody, siedzi sobie facet na motorku, głowa spuszczona, ciężko oddycha. Myślałem że pijany, bo co człek ma sobie pomyśleć w kraju gdzie wszyscy piją. Ale nie - facet słąbym głosem prosi aby go zabrać na SOR do szpitala. Pytam co mu jest - mówi że traci przytomność co chwila i serce mu kołacze. Pomyślałem sobie, że jak mi padnie w samochodzie to żadnej pomocy mu nie udzielimy.
Więc telefon i na 112. Zasięg padał, niby miałem trzy kreski, ale rwało połączenie. Te 112 to jakieś porypane jest bo z Wołowca połączyło mnie aż do Torunia

Ale ok, przekierowali na Gorlice. Karetka przyjechała dość szybko. Nawet w lesie jechali na sygnale - to się nazywa przestrzeganie procedur (nie to co SOP)

I co się okazało ? Zrobili EKG i wzięli faceta bo wyszła baaaardzo niewyraźnie.
Dobra, to jak wracamy - a czekanie na karetkę zajęło nam trochę czasu, więc po drodze zajechaliśmy z powrotem do "Magurskiej". Ja sobie wziąłem steka + tebletkę, a marysia jakieś tagiatelle.
I kurcze nie mogłem porównać czy aby było sprawiedliwie czy nie. Za to moje było droższe
