
Zamieszczone przez
Janko Muzykant
Widzę, że nerwy nadwyrężone. Ale nie dziwota, święta, teściowe, przejedzenie...
Ano nie tyle, bo są sytuacje (bardzo często), że masz stabilizację albo nie, a o statywie mowy nie ma. To jedno, a drugie - jeśli weźmiemy wystarczającą liczbę zdjęć (tysiąc, milion) z fejsa, plfoto czy naszej klasy i podzielimy na te ze stabilizacją i bez, liczba zdjęć technicznie akceptowalnych z pierwszego zbioru będzie nieporównywanie większa. Rzekłbym, że to w ogóle jest krok milowy w fotografii amatorskiej jeśli sobie przypomnę typowe ''slajdowisko'' sprzed 15 lat i współczesne.
Po trzecie w końcu, wyłączenie stabilizacji przy pracy ze statywem na czasach krótszych niż powiedzmy 1/30 sekundy zwykle nie daje się jakkolwiek zauważyć. Że nie wspomnę, że np. matryca w Olkach zawieszona jest na sprężynach i wyłączenie stabilizacji nie unieruchamia jej sztywno, a tylko odcina możliwość korekty położenia za pomocą elektromagnesów. Wiem, bo rozkręcałem i macałem to cudo. Sprężyny są dość mocne, ale stukanie wprawia je w rezonanse (słychać typowe brzęczenie gasnące).