Ruszamy do Kandy drugiego co do wielkości miasta w kraju, o wielkim znaczeniu duchowym dla Lankijczyków. Chyba nie skłamię ani nie przesadzę, jeśli napiszę, że jest to dla nich tak ważne miasto jak dla każdego katolika w Polsce Częstochowa. W mieście można dostrzec wiele budynków z epoki kolonialnej. W powietrzu daje się czuć specyficzny zapach. Nie jest to bynajmniej zapach odpychający ale niewątpliwie przypisany temu miejscu i nie dający się poczuć nigdzie indziej na obszarze wyspy. Miasto jest zatłoczone i brudne. Brak tu wystawnych sklepów z czystymi witrynami, przeważają małe, ściśnięte lokale, często przykurzone, a nawet brudne. Przeważają te z tkaninami różnego rodzaju. Można tu znaleźć przeróżne materiały lepszej i gorszej jakości. Klimatu miastu dodaje rozciągające się niemal w centrum jezioro Kandy, obrzeżone białą balustradą. Na jego północy wznosi się najważniejsza świątynia na Sri Lance - Świątynia Zęba. Obok daje się zauważyć Pałac Królewski. Wewnątrz świątyni kryje się "najświętszy" przedmiot buddyzmu, relikwia Zęba, przyciągająca pielgrzymów nie tylko z wyspy ale także z wielu innych zakątków Azji. Relikwia jest zarazem ważnym symbolem syngaleskiej tożsamości i dumy narodowej. Czy jednak na pewno relikwia to prawdziwy ząb Buddy i czy oby na pewno się on tam na pewno znajduje? Lankijczycy oczywiście w to wierzą, ale jest sporo kontrowersji z nią związanych. Kiedy Budda osiągnął najwyższy stan świadomości i zmarł zgodnie z tradycją syngaleską jego ciało zostało spalone. Udało się jednak zachować jego ząb, który przez wieki był pilnie strzeżony i przekazywany przez najwyższych mnichów. Wiarygodność relikwii zostaje poddana wątpliwości chociażby z racji na rzekomą kradzież zęba przez.. Rosjan. Co więcej, jedyną osobą, która ma prawo obejrzeć ząb jest najwyższy mnich. Czyni to jedynie raz do roku, a gdy wszystko z zębem jest w porządku (jakże mogłoby być inaczej), obwieszcza ludności pozytywną wiadomość. Rozpoczyna się festiwal. Ludzie wychodzą na ulice, pięknie przystrojeni a środkiem ulicy przejeżdża orszak złożony z mnichów, wiernych, a na jego czele idzie wielki słoń niosący ... atrapę zęba (aby nic złego nie stało się oryginalnej pamiątce po Buddzie). Chyba sami przyznacie, że to trochę naciągana sprawa.. Wspominając o słoniu warto powiedzieć, że przez wiele lat (koło 30) funkcję tę pełnił Radża - ogromny indyjski słoń. Po śmierci jest prawie sakralizowany. Jego ciało wypchano i umieszczono za szybą, w poświęconej mu komnacie świątyni w Kandy. Turyści nie mogą robić sobie na jego tle zdjęć. Prawie jak Budda.. Wewnątrz świątyni masa ludzi, z kwiatami, modlący się, medytujący, szukający zapomnienia od otaczającej ich biedy i trudu życia codziennego.
---------- Post dodany o 21:36 ---------- Poprzedni post był o 21:25 ----------
Jeśli ktoś z Was był w Egipcie, Turcji, Maroku czy innych rejonach, gdzie na co dzień można spotkać biedę, na pewno zwrócił uwagę na jedną rzecz - ludzie tam żyjący umieją korzystać i zarabiać na turystyce. Po wyprawie na Sri Lankę takiego wrażenia nie odniosłem. Już tłumaczę dlaczego. Przykładowo taki Egipt. To nic, że dookoła bieda, co więcej rewolucja, że daleko im choćby w potrzebach do naszych potrzeb, ale jak tam idziesz ulicą, po której zazwyczaj przechadzają się turyści to jest względnie czysto, wystawy sklepowe świecą, przed nimi Pan zaprasza do środka, ba goni Cię z herbatką, witryny są przejrzyste widać, że były myte w przeciągu ostatniego miesiąca, dookoła kwitnie handel a do nozdrzy dochodzą zapachy regionalnych kuchni.. Na Sri Lance tego nie ma a bynajmniej ja przez 2 tygodnie wyprawy tego nie uświadczyłem. Nie ma miejsca na kawę przy stoliku, czy ciepłego rogala, na pogapienie się na ulicę. Nie ma, bo tamtejsi ludzie tego nie potrzebują. Nie jestem bywalcem dyskotek, nawet nie przepada za nimi (zdecydowanie bardziej smakuje mi schłodzone piwo w knajpie czy kieliszek wina w restauracji), ale wiem czym są i gdzie je znaleźć. Na Sri Lance takowe zabawy mają miejsce praktycznie tylko w Colombo i też nie jest łatwo znaleźć lokale świadczące takie rozrywki. Nie wiem czy wynika to wszystko z braku parcia na turystykę, z braku umiejętności zarządzania i walki o klienta. Może po prostu Lankijczykom jest dobrze tak jak jest. Z tego co udało nam się dowiedzieć Lankijczycy nie potrzebują wiele do szczęścia, nie zależy im na bogaceniu się. Czasami zdarza się, że budowlę budynku kończy kilka ekip - co u nas byłoby nie do pomyślenia. Dlaczego? Bo gdy dana ekipa zarobi tyle ile stanowi minimum do życia po prostu może się już następnego dnia nie pojawić.








Odpowiedz z cytatem







