|popRAWka: 3|SKARBNIK TWA wątek Moje foty :::: Nie ma prawdziwego szczęścia :::: wątek IR'iotyczne EGZEKUTOR TWA|Zloty: 6|
Super. Czyta się i się ogląda ... A portreciki dalej NAJ !!
Pozdrawiam.
Ostatnio edytowane przez Karol ; 30.12.11 o 10:51 Powód: usuwam zbędny cytat
Odnośnie wyprawy na Fansipan, najlepiej dzień przed wyjściem w góry upewnić się czy przewodnik, który został nam przydzielony potrafi na pewno rozmawiać po angielsku! I jeszcze jedno, w górach jedliśmy kilka posiłków, trzeba się przyzwyczaić, że naczynia w jakich podają lokalne pyszności są myte przy użyciu papieru toaletowego, bardzo nas to rozbawiło.
Kolejny punkt naszej podróży to miasto Ho Chi Minh na cześć znanego polityka, kiedyś Sajgon. Jakoś ta stara nazwa bardziej mi przypadła do gustu.
Z Sa Pa małym busikiem wróciliśmy do Lao Cai, tutaj z dworca pojechaliśmy koleją do Hanoi (tym razem nie było problemów z biletami), mieliśmy zarezerwowany przedział sypialny, idealnie cała nasza szóstaka pomieściła się z plecakami. Jedyne co nas zaskoczyło to kontrola biletów, wszedł konduktor, zabrał nasze bilety, sprawdził, potargał, otworzył okno i wyrzucił, następnie zamknął nas w przedziale od zewnątrz.
I dalej z dworca kolejowego na lotnisko, tutaj również mieliśmy zarezerwowane bilety do Sajgonu, więc nie było problemów.
Dolecieliśmy do celu, pierwsze zdziwienie to temperatura powietrza 37 °C i bardzo wysoka wilgotność, zaraz jeszcze na lotnisku nastąpiła zmiana ubrań na typowo letnie.
W Sajgonie było chyba najtrudniej znaleźć jakiś fajny hotel za małe pieniądze. Trzeba też pamiętać, że jadąc autobusem do jakiegoś miasta, autobus zawsze zatrzymuje się w centrum, ale nie na dworcu, tylko przy jakimś hotelu, w takim miejscu nigdy nie ma dobrych cen, trzeba stamtąd jak najszybciej znikać. Jeżeli chodzi o ceny noclegów to przeliczając na złotówki, doba w bardzo przyzwoitym hotelu to koszt między 40-90 złotych za cały pokój z łazienką i najczęściej ze śniadaniem.
Sajgon to bardzo zatłoczone miasto, niesamowita ilość skuterów na drogach.
77.
Po zachodzie słońca ruch na ulicach jeszcze się zwiększa, wszyscy bez przerwy trąbią.
Przejście na drugą stronę jezdni graniczy z cudem, po pewnym czasie opanowaliśmy to do perfekcji, po wejściu na drogę trzeba iść przed siebie ruchem jednostajnym, nie wolno się zatrzymać ani biec. Rowerów jest tutaj bardzo mało, tylko skutery, taksówki i autobusy. Przepisy ruchu drogowego praktycznie nie obowiązują, są światła, ale tylko w nielicznych miejscach ktoś zwraca na nie uwagę. Na skrzyżowaniach pierwszeństwo przejazdu ma zawsze największy, czyli autobus, dalej taksówki, skutery, chyba że komuś się akurat bardzo śpieszy to wtedy po klaksonie i pod prąd, na rondach jeżdżą w różnych kierunkach, na skróty, ludzie też przechodzą przez ronda. Rozpisałem się o tym, ale tylko nagrany film oddaje co się tu dzieje.
Chodząc ulicami i tak jesteśmy często zmuszeni chodzić jezdnią, na chodnikach parkują skutery i wszyscy handlują czym się da.
Kolejne co rzuca się w oczy to większa ilość inwalidów na chodnikach, pisali o tym w przewodnikach, w Hanoi tego nie było tak widać.
78.
Kilka razy spotkaliśmy tego samego człowieka bez rąk i nóg, którego ktoś przestawiał w różne bardziej atrakcyjne miejsca.
Idąc przez miasto, praktycznie co kilka metrów ktoś sprzedaje jakieś jedzenie.
79.
Ta pani sprzedawała gotowane z dużą ilością przypraw podroby. Do picia wszędzie można kupić orzechy kokosowe, które na miejscu za pomocą maczety obierają, nacinają i podają ze słomką, cena 10-15 000 dongów, czyli około pół dolara.
Kolejne co mnie bardzo zdziwiło, to ogromna ilość kabli różnego rodzaju na słupach, poobno jeśli gdzieś się coś popsuje to najczęściej dokładają nowy.
80.
Ta pani sprzedawała panierowane bany, smażone na tłuszczu.
81.
Chodząc po mieście zobaczyliśmy Katedrę Notre Dame
82.
i przepiękny budynek Poczty głównej.
83.
Wieczorem zahaczyliśmy o targ, gdzie pierwszy raz kosztowałem duriana, nie było łatwo, wydobywał się z niego smród zepsutej cebuli, pani dała mi rękawiczki foliowe przez które trzymałem kawałki owocu, gdyby nie ten zapach to smak jest nieziemski, później jedliśmy nawet lody durianowe. Kupionych owoców duriana nie wolno wnosić do hoteli i samolotów !!
84.
85.
86.
cdn.
Ostatnio edytowane przez Muminek ; 30.12.11 o 02:06
Marcin, o co biega z tymi maseczkami? Moda z Japonii czy ma to jakieś uzasadnienie?
The question is: What is a Mahna Mahna?
Jak się nazywają te kolczaste owoce na ostatnim zdjęciu ? Z resztą też mam problemy, oprócz bananów. Na zdjęciu 84 też czeski film
.Przypomina mi się Bułgaria naście lat temu, kupowało się niektóre warzywa i owoce i nie wiadomo było co z tym zrobić.
Te duże, kolczaste to właśnie śmierdzący durian o kremowym, papkowatym miąższu. Podobny, tylko z mniejszymi kolcami i trzy razy większy jest chlebowiec on już nie śmierdzi, ma łuskowaty miąższ a jedliśmy go w trzech fazach dojrzałości, w każdej smakuje inaczej, jest na zdjęciu 85 w lewym, dolnym rogu.
---------- Post dodany o 08:33 ---------- Poprzedni post był o 08:22 ----------
Maseczki jak się dowiedzieliśmy chronią ich przede wszystkim od słońca, na północy w górach nie noszą ich wcale, na południu i w środkowej części kraju noszą je wszystkie kobiety, często zamiast maseczek mają chustki. Cel, jak nam powiedziano to wybielenie skóry, opalona skóra na twarzy to symbol "wieśniactwa", tak mają rolnicy, górale, oni nie noszą maseczek. Pozdrawiam
Teraz jak człowiek coś takiego kupi to nie wywali do kosza bo śmierdzi, i nie będzie się darł że zepsute sprzedali.A ten chlebowiec to myślałem że to duży ananas
. Pozdrawiam bardzo ciekawy temat , a zdjęcia coraz lepsze. Życzę w przyszłym roku następnej ciekawej wycieczki.
Pani z koszykiem na glowie....ciekawy jestem jak dlugo mozna stac lub isc z takim ladunkiem?
Moja przygoda z morzem Kapitan I , II , V rejsu PBO
W Sajgonie największe wrażenie na mnie zrobiły skutery i klaksony, totalny chaos komunikacyjny, szczury biegające pod nogami w barach czy restauracjach nawet o wyższym standardzie, ludzie przy stolikach plujący na podłogę.
W centrum miasta, czy to dzień czy noc, skutery zatrzymują się na jezdni a kierowcy załatwiają się na lub przy chodnikach.
Z Sajgonu wybraliśmy się autobusem do ujścia Mekongu, w miarę oddalania się od centrum widać coraz większą biedę.
Tak wyglądają domy, są wąskie i rozbudowywane tylko w górę, wszyscy chcą mieć dostęp do chodnika gdzie można prowadzić jakiś interes. Domy kryte są blachą i najczęściej eternitem, którego ogromne ilości widać na składach budowlanych.
87.
Pojechaliśmy do portu, tutaj przesiadka na łódkę i dalsza podróż.
To nasz sympatyczny sternik, był pod wrażeniem naszego owłosienia na rękach i nogach. Wietnamscy mężczyźni często zapuszczają sobie jednego długiego włosa na twarzy i ciągle go głaszczą.
88.
Od strony kanału ludzie mieszkają w bardzo prymitywnych domach.
89.
---------- Post dodany 31-12-11 o 00:02 ---------- Poprzedni post był 30-12-11 o 23:13 ----------
A to są lokalne taksówki, wpływają w wąskie kanały tam gdzie nie mieszczą się większe łodzie. Wiosłują głównie kobiety, widok mężczyzny to rzadkość.
90.
91.
92.
Taksówką udaliśmy się na wyspę kokosową gdzie mieszkańcy żyją z uprawy tej palmy.
Tutaj pochwalili się że mają coś takiego jak miód, nie wiem z jakich roślin go robią ale był bardzo smaczny, mnie oczywiście przy kosztowaniu użądliła pszczoła w palec, ale chyba była bezjadowa bo nic nie puchło.
93.
Tak dojrzewają owoce pomelo, tutaj mają nieporównywalnie lepszy smak i są słodsze.
94.
Takich wąskich kanałów, którymi pływają małe łodzie jest tutaj wiele, są bardzo płytkie, woda tutaj i w całej delcie Mekongu ma kolor brązowy.
95.
Jeżeli nie ma jakiegoś pomostu to brzeg porośnięty gęstą roślinnością jest całkowicie nieosiągalny.
96.
Na wyspie ludzie mieszkają w prostych domach, jednopokojowych, śpią na hamakach. Domy budowane są na małych podwyższeniach, dzięki temu woda która często wylewa się z Mekongu płynie sobie pod spodem.
97.
Ci którzy nie mają domów na lądzie, mieszkają całymi rodzinami na wodzie.
Oprócz łodzi po Mekongu pływa duża ilość hiacyntów wodnych.
98.
Po wyspie towary i ludzie przewożeni są takimi taksówkami, konie są bardzo wychudzone.
99.
A to godziny szczytu na kanale.
100.
I jeszcze dwie przewoźniczki.
101. Nie wszystkie noszą maseczki na twarzy.
102.
Z powrotem do Sajgonu wróciliśmy łodzią. Koszt takiego wypadu do delty Mekongu to ok. 8 $, spotkaliśmy Polkę z Kanady która zapłaciła za to samo 70$, czasami trzeba powiedzieć że jest się Polakiem i mieszka się w Polsce, po prostu się to opłaca.
Z męczącego Sajgonu udaliśmy się dalej, aby sobie jeden dzień odpocząć gdzieś na wybrzeżu Wietnamu, dokładnie do Mui Ne.
cdn.
Transport rzeczny i to co plywa ekstra.
Moja przygoda z morzem Kapitan I , II , V rejsu PBO