Mnie zaraził mój tata. Uwielbiałam jego ciemnię, zapach chemikaliów i to że po włożeniu do wanienki kawałek białego papieru powoli na nim się "rodziło" zdjęcieKurczę, aż mi się łezka w oku zakręciła...
Mnie zaraził mój tata. Uwielbiałam jego ciemnię, zapach chemikaliów i to że po włożeniu do wanienki kawałek białego papieru powoli na nim się "rodziło" zdjęcieKurczę, aż mi się łezka w oku zakręciła...
Lola vel Sharlotta>>Sekretarka Prezesa TWA<<
<3 Pierwszy zmarzluch forumowy <3
Nie jestem starą babciąZlotowiczka: 7
Mnie przyciągneła do do fotografii chęc naśladowania najlepszych. Tymi najlepszymi byli kiedyś - za dalekiej komuny fotografowie, którzy byli autorami zdjęc do tak zwanych kronik fotograficznych - takich plansz z naklejonymi zdjęciami i podpisami pod nimi zawieszanych w hallach kin, teatrów, w domach kultury, poczekalniach dużych dworców. Jakże ja im zazdrościłem, takie perfekcyjne foteczki, wszystko widać, ostre, wyraźne, dziejące się sprawy, traktory w polu, wielkie piece, roztańczone "Mazowsze" (zespół taneczny), wizyty gosci zagtranicznych, szefowie państwa, najpierw Gomułka, potem Gierek.
Zapragnąłem, że ja też. Niestety porządny aparat kosztował wtedy krocie. Pierwsze lustrzanki - Pentacony, Exakty, dalmierzowe Werry a nawet w komisach Leiki , to były rarytasy dla cinkciarzy lub badylarzy, a nie dla takich chłystków jak ja.
Po roku starań nabyłem Smienę radziecką, która miała już z pięciu właścicieli. I tak kulawo, bo kulawo wkroczyłem na drogę fotohobby. Nastepnie, gdy stało się uciązliwe bieganie do fotografa, miałem problem z ciemnią. I ten problem sprawił, że po odczekaniu paru lat gdy w mojej okolicy powstało kółko fotograficzne, zapisałem się. Wprowadzanie w arkana techniki, to nastepne kilka lat. Dopiero po jakichś 8 latach, gdy zacząłem pracować, nabyłem Zenita B, radziecka lustrzanka o czasach 1/30 do 1/500. To była maszyna!
W międzyczasie studiowałem wszelkie dostepne albumy, a na rynku to praktycznie były tylko monograficzne albumiki o miastach. Albumy malarskie tylko czarno-białe.
Kólko foto nadało kierunek oraz zainspirowało do DKFow. Doszlo do tego, ze w filmach studiowałem ujęcia, światło, zbliżenia, najazdy, perspektywę, portrety i sztuczki operatorskie o których dobrzy ludzie na kółku uświadamiali.
Najpierwszą potrzebą, jaka mnie pchnęła w kierunku fotografii, to była dosłownie chęć zatrzymania w kadrze, utrwalania dla pamięci, rejestrowania życia przez swoje osobiste okienko. O tym, że takowe należy mieć, dowiedziałem się na sesjach w kółku. Jak się można domyśleć - kółko, to była kulturotwórcza instytucja.
Pzdr, TJ
Ostatnio edytowane przez Tadeusz Jankowski ; 11.10.10 o 20:52
ja na uczelni złapałem bakcyla, na wydziale entomologii jeden z profesorów sam kręcił filmy przyrodnicze i robił zdjęcia, zafascynowały mnie i tak wdepnąłem w makro a potem i w inne tematy związane z fotografią... to uzależnia coraz bardziej...
Moja historia była troszkę inna niż wyżej wymienione. Troszkę - dlatego, że ten pierwszy bodziec był typowo z fotografią niezwiązany, natomiast dalej to już standardowo.
Uwaga, bo to smutna historia
Byłem nieszczęśliwie zakochany,pierwsza miłość, pierwsze rozczarowanie... Dzieciak jeszcze wtedy byłem (to się w zasadzie nie zmieniło do dziś) no i dodatkowo pech chciał, że uległem pewnej kontuzji, przez którą musiałem pozostać w domu długi czas. Ogólnie to kiepsko: miałem dużo czasu, a z nikim się nie widywałem, nie miałem energii, chodziłem otępiały, bez apetytu i bez żadnego celu...Typowe objawy depresji...choć nie twierdzę, że to było depresja ponieważ nie odwiedziłem żadnego lekarza.
Nie dawałem sobie rady z natłokiem "dolinujących" myśli i pewnego dnia powiedziałem sobie:
"Dość!!Weź się kolego w garść bo zwariujesz! Wyjdź do znajomych, albo znajdź sobie jakieś zajęcie, musisz coś zrobić bo oszalejesz."
No i tak też zrobiłem. Zacząłem zastanawiać się co mogę robić, co mnie interesuje. Przypadkiem, buszując w internecie natknąłem się na zdjęcia makro. Takiego makro z prawdziwego wykonania oczywiście. Spodobało mi się to co zobaczyłem, spodobało mi się na tyle, że zacząłem o tym czytać: jak zrobić takie makro, jakim sprzętem to się robi itd.
Stwierdziłem w pewnym momencie, że skoro inni potrafią to dlaczego ja nie miałbym potrafić? No i tak to się zaczęło.
Najpierw było czytanie o makro: co,jak,gdzie i czym?
Później szukanie aparatu. Tutaj warto dodać, że fotografii nigdy nie lubiłem, nienawidziłem robić zdjęć, nienawidziłem być na zdjęciach. Jak miałem robić zdjęcia na wycieczce szkolnej za młodu to mnie trzeba było zmuszać![]()
No ale jednak się zawziąłem.
Kupiłem aparat, kupiłem raynox'a i zabawa się zaczęła.
I jak pewne powiedzenie mówi: "w miarę jedzenia apetyt rósł"
Dokładnie tak było, makro fascynowało, ale oglądając zdjęcia innych zafascynował portret...no i urodziła się lustrzanka...a później to już z górki
Dużą przesadą byłoby powiedzenie, że fotografia uratował mi życie. ale na pewno pomogła. Pomogła mi wyjść z pewnego etapu w życiu, towarzyszyła mi w drodze do dorosłego życia, pomagała odnaleźć siebie i nadal pomaga![]()
Pozdrawiam,
Paweł Bartniczak
Ładnie napisane. Aż przypomniał mi się wątek Fotografia jako terapia
Wujek... pamiętam tylko wycinki... wiek - 7 może 8 lat;
wielki, drewniany statyw, cięższy ode mnie;
Zenith - ledwo dosięgałem na palcach do wizjera aparatu na statywie;
godziny w ciemni (strasznie mi się nudziło czekając aż się film w koreksie wywoła);
zabawy powiększalnikiem;
magia powstawania obrazu w kuwetach z chemią;
suszenie...
piękne czasy
pozdrawiam
"pijąc piwo dbasz o siebie i wyrabiasz zdrowy nawyk picia piwa u dzieci"
Wy![]()
Ten sam, który i dziś trzyma mnie przy fotografii: możliwość uchwycenia światła, sceny, czy detalu, które mnie w jakiś sposób poruszyły - i wracania do nich później zawsze, gdy mam na to ochotę.
Kilkanaście lat temu dostałem w prezencie starą lustrzankę i dwie rolki negatywów do niej. Studiowałem różne rzeczy w wizjerze i pstrykałem. Spodobało mi się, że odbitki przypominały obraz widziany w wizjerze, ale też nabierały własnego życia. Do dziś czuję to samo przy udanych zdjęciach.
Parę lat temu, wygrałem w jakimś konkursie Olympus SP-500.Od tego momentu mnie wzięłoOd najmłodszych lat fascynowała mnie przyroda, więc postanowiłem to połączyć.
I tak produkuję te gniotki
Pozdrawiam !!
Kupiłem kiedyś na OHP w DDR jakiegoś małego kliszowca z lampą, sprzęt ciemniowy BW miałem w domu - oj, bawiłem się tym sporo. Potem jakoś przestałem na kilka lat, teraz wracam powoli do do tego (w miarę czasu i możliwości).
A poza ty, to kiepsko wychodzę na zdjęciach, zdecydowanie wolę być po drugiej stronie obiektywu.