Miałem zawsze blisko las. Ilekroć wszedłem miedzy drzewa, posłuchałem śpiewu ptaków, spojrzałem w niebo przez korony, płuca zadowolone, a ja wcielony.
Dzisiaj idąc leśną ścieżką łapię się na tym, że patrzę na te wszystkie zjawiska wokoło jak przez obiektyw - tam gałąź pozuje, zwisa, o tu na pniu fotogeniczna rysa, stamtąd dobiega pukanie dzięcioła, jaka przysłona, jakie ujęcie, pstrykam i... nikt nie woła. Idę dalej, a jakiś glos za mną - dziadku nie szalej, oddychaj, poczywaj, spoglądaj szeroko, zatrzymaj, postój, zdążysz. Spoko.
TJ