Mam już pierwszą "kite-catastrophe" za sobą. Zwiało mi latawca na wieżę zamku w Mirowie. W akcję ratunkową zaangażowany był sołtys i jeszcze kilka osób, ale kajtka uratowaliśmy.
Termin pleneru fajny, ale do Łeby - q jak daleko. Autem nie chce mi się jechać, a perspektywa podróży pociągiem z klatką nas aparat oraz szpulą z 300 m linki (wojskowa, 6 kg) mnie przeraża!