Warto przypomnieć, jak "powstał" Robert Capa. Ten fotograf został najzwyczajniej w świecie wymyślony przez Andre Friedmana i jego ówczesną partnerkę Gerdę Taro. Mistyfikacja była sprytnie pomyślana: Robert Capa, znany amerykański fotograf, sprzedaje swoje zdjęcia w Paryżu, a wiadomo, że w tamtych czasach prawdziwość tej biografii, rzekomo amerykańskiej, trudno było sprawdzić. Niemniej jednak w końcu wszystko się wydało, acz Friedman wypracował sobie sławę fotograficznymi dokonaniami i Capą już pozostał.
Ten fakt z życia Friedmana alias Capy pokazuje, iż intrygi nie były mu obce. Był również, głównie z powodu wojennych przeżyć (a może w parze z nimi?), nałogowym hazardzistą. Oczywiste, że udawanie Capy spowodowane było zwykłą walką o przetrwanie tej dwójki i byt. Talentu i dokonań fotografa to nie umniejsza, jednak myślę, że może rzucić nowe światło na powstanie zdjęcia "Falling Soldier". Jeśli raz można było, to czemu nie i drugi? Parafrazując i przesadzając oczywiście, bo to żadna zbrodnia nie jest, Agathę Christie, "druga i każda kolejna mistyfikacja przychodzi łatwiej." To zdjęcie Capy obrosło legendą oraz wiele dobrego dla fotoreportażu zrobiło i ma w sobie to coś, czego wiele nawet niepozowanych, jeśli to pozowane było, nie ma (być może po prostu tę legendę). Czy Capa kłamał, czy nie? Myślę, że kłamał. Nie zmienia to jednak mojego postrzegania go jako wielkiego fotografa, którym po prostu był.
Pzdr