Trzy dni po 1 listopada wybrałem się na warszawskie Powązki, których już dawno nie odwiedzałem. I przy tej okazji naszła mnie taka myśl, że ten cały cyrk z zapalaniem zniczy w Święto Zmarłych i znoszeniem stert kwiatów jest absolutnie zbędny. Praktycznie co kilkadziesiąt kroków trafiałem na potężne sterty śmieci składających się właśnie z tego, co ludzie przynieśli 1 listopada na groby swoich bliskich. Nieładny widok w dość urokliwym miejscu.
Ale nie o tym miała być bajka...
115.
116.
117.
118.
119.