Sam miałem podobny dylemat jescze dwa miesiące temu, gdy szukałem następcy wysłużonego 5 letniego Olka E-10.
Moim faworytem był jednak 20D/30D, a 350D odpadł w przedbiegach ze względu na... budowę i ergonomię. Gdy wziąłem 350D do ręki to nic mi nie leżało. Mały, plastikowy, ze zbyt blisko siebie leżącymi przyciskami, całkowicie plastikowym obiektywem, w porównaniu do starego, ale jasnego Olka (F:2-2,4), wyglądał jak zabawka, aż bałem się o jego trwałość. Natomiast szybkość działania, zapisu i parametry matrycy to rewelacja w porównaniu z mułowatym E-10. Dostęp do posiadanych obiektywów systemu EOS (posiadam analogowego EOS_a 30 + 3 obiektywy) miał mi zapewnić 20D i byłem święcie przekonany, że go kupię. Fociłem nawet jego poprzednikiem 10D i przed dwoma laty 10D podobał mi się bardzo, chociaż lampę miał gorszą od E-10, ale przy ISO-400 było bardzo dobrze i z lenistwa często nie używałem lampy zewnętrznej, co skutkowało efektem "czerwonych oczu" na sporej części fotek. AF w 10D rewelacyjny nie był. Ciut, ciut sprawniejszy od E-10. Metz 54MZ-4 ze stopkami do Olympusa i Canona stanowił standardowy dodatek do zestawu, gdyż zabierał mniej miejsca od 70MZ-5. Postanowiłem więc kupić Canona 20D ze względu na świetną matrycę, szybkość, przyzwoitą obudowę i ergonomię, a także akceptowalną cenę.
Rzeczywistość lubi jednak płatać figle.
Pewnie z sentymentu do Olka i jego bezawaryjności zwróciłem jeszcze uwagę na nienajnowszego już E-1. Matryca w E-1 taka poniżej przeciętnej, zaledwie 5 mps. Szumy powyżej ISO-400 nieakceptowalne. Brak wbudowanej lampy powoduje konieczność stosowania i noszenia zewnętrznej. System 4/3 to zdecydowanie mniejsza różnorodność obiektywów i akcesorii niż u Canona i Nikona, i co ważniejsze mniejsza fizycznie matryca CCD, w związku z tym większe szumy i przelicznik 2x. Same wady.
Jednak po kilkudniowych przemyśleniach i z powodu braku cyfrowej lustrzanki, gdyż po sprzedaży E-10 miałem do dyspozycji tylko małego kompkta Canona S70, zdecydowałem się...
Właśnie dlaczego zdecydowałem się na Olympusa E-1 ???
Poniżej spróbuję ten przypadek szczegółowiej opisać.
Za niewielkie pieniądze (2290zł) otrzymałem body E-1 z obiektywem 14-45, F:3,5-5,6, wydajnym aku. z ładowarką, paskiem, kompletem kabli i oprogramowaniem, a także 2 letnią gwarancją Olympus Polska. Magnezowa obudowa, zwarta, solidna. Dostęp do przycisków i pokręteł funkcyjnych wzorowy. Wszystko jest pod ręką bez odrywania wzroku od celownika. Na korpusie naliczyłem 35 przycisków wraz pokrętłami i pomimo ich ilości (mogłem się pomylić) sterowanie jest bardzo łatwe. Uchwyt pewny z gumowanymi wkładkami ułatwia trzymanie. Zabezpieczenie aku i karty wzbudza zaufanie, chociaż żarty z tego, że to włazy do czołgu, są uzasadnione. To najlepsza, najbardziej ergonomiczna obudowa jaką dotychczas trzymałem w ręku i nie potrzeba żadnych power gripów, bo zastosowany aku z powodzeniem wystarcza na ponad 500 fotek zapisanych w RAW_ie. Jednak dla wymagających dodatkowy uchwyt z zasilaniem jest również dostępny. No cóż, z uszczelnioną obudową Olympusa ściga się tylko Nikon D200, a Canon może tylko pomarzyć o tak wyrafinowanej obudowie, ale to bardzo subiektywne odczucie.
Szybkość działania tego modelu E-1 nawet po miesiącu użytkowania jeszcze mnie zadziwia.
Jak ten Olympus 2,5 roku temu wypuścił tak szybkiego cyfraka? Przecież to dorównuje dobrym analogom z AF, a z Pretec_em 1Gb x 80 można robić prawie film, bo bufor na 12 fotek bez względu na format to niewątpliwie atut tego modelu. Canon 20D/30D jest pewnie jeszcze szybszy ze swoimi 5 kl/s, ale te 3kl/s w E-1 całkowicie mi wystarczają. Czas reakcji spustu niezauważalny.
Komunikacja z komputerem to znowu pozytywne zaskoczenie. Szybkie standardowe mini USB, plus FireWire 1394, plus Video Out z wyborem standardu PAL/NTSC w menu, wszystko pod estetyczną solidną klapką z zatrzaskiem i z kompletem kabli do podłączenia. Wejście zasilacza zakryte również masywną zaślepką.
Nareszcie precyzyjnie i szybko działający AF wspomagany wbudowaną lampką wyświetlającą wzór w przypadku niedostatecznego oświetletnia. Świetnie sprawuje się do ok. 4m nawet przy całkowitej ciemności. Pomimo tylko 3 pól pomiarowach system działa zdecydowanie lepiej niż w E-10 i 10D. Istnieje bardzo ciekawa funkcja umożliwiająca ręczne doprecyzowanie pomiaru w niekorzystnych warunkach oświetleniowych, gdy AF sobie nie radzi, ale trzeba coś widzieć w celowniku. Pola pomiarowe widoczne są w celowniku u dołu po prawej stronie i można je dowolnie zmieniać w czasie pomiaru przyciskiem umieszczonym poniżej wyłącznika bez odrywania wzroku od celownika. Oprócz MF i AF istnieje pozycja ciągłego pomiaru AF, ale jeszcze z tego nie korzystałem. Dalekie odległości i marne oświetlenie przy nie najjaśniejszym obiektywie to jednak nadal kłopoty z AF i mielenie obiektywem tam i z powrotem.
Brak wbudowanej lampy to pewnie dla niektórych wada. Ja jednak i tak częściej korzystałem z zewnętrznego Metza, więc nareszcie pozbyłem się gadżetu na wierzchu korpusu i "czerwone oczy" to przeszłość. Koszt przeprogramowania adaptera SCA 3202 M2 lub M3 do najnowszej wersji M5, dobrze współpracującej z E-1 to tylko 50zł. Dedykacja wymusza synchronizację do 1/160s, a przy innych można używać do 1/320s. Działa tryb TTL (zoom lampy, redukcja czerwonych oczu, stroboskop, błysk na drugą kurtynę, ...) chociaż z korpusem doskonale współpracuje każda lampa posiadająca własną automatykę. Zasięg i jakość światła zewnętrznej lampy oddalonej od osi obiektywu z pewnością docenią fotografujący na wieczornych imprezach (nawet domowych). Niekoniecznie trzeba kupować lampę firmową FL-36, FL-40, czy FL-50. Jeden dobry Metz z adapterem SCA z powodzeniem zastąpi dedykowanego flesza Canona, Nikona, Olympusa, Minolty ... i nie przywiązuje nas do jakiegokolwiek systemu. Korzystanie tylko z wbudowanej lampy to ograniczanie możliwości każdej lustrzanki i nie tylko lustrzanki. Jednak zaawansowane E-TTL II i iTTL to więsze możliwości systemów Canona i Nikona.
Brak punktowego pomiaru oświetlenia w Canonie 20D (cóż to za punkt 9% powierzchni) był jedną z przyczyn rezygnacji z zakupu tego modelu. 30D trochę poprawiony, ale nadal 3,5% powierzchni, więc model E-1 z 2% punktem pomiarowym to zdecydowany zwycięzca.
Możliwość wymiany celownika i matówki to to również opcje niedostępne u konkurencji.
Na specjalną pochwałę zasługuje ultradzwiękowy system czyszczenia matrycy i jest to jeden z pozytywów całego systemu 4/3 Olympusa. Użytkownicy tego systemu nie muszą co kilka miesięcy szukać serwisów, lub dmuchać do wnętrza aparatu na matrycę by usunąć pyłki, a przy częstej zmianie obiektywów jest to nieuniknione.
Automatyczny balans bieli i manualne możliwości jego ustawiania to już najwyższa półka i tutaj również widać doświadczenie Olympusa. Regulacja EV z zadanym krokiem to następna ciekawostka w menu, ale przydatna.
Takich drobiazgów konstrukcyjnych świadczących o najwyższej jakości znajdziemy w E-1 więcej, ale to nie one odpowiadają za jakość zdjęcia, a jedynie ułatwiają jego uzyskanie.
Czas na wady.
Obiektyw kitowy 14-45mm wcale nie jest taki rewelacyjny i mam sporo zastrzeżeń co do rozdzielczości. Zdecydowanie jako standard lepszy byłby 14-54mm. Pieścień redukcyjny "z Lublina" umożliwia mi używanie gwintu M42 po starej Praktice i Pentaconie SIX, więc jestem w fazie eksperymentów ze 135/2,8; 180/2,8; 300/4. Może warto poczekać i kupić obiektyw Leica D Vario-Elmarit 1:2,8-3,5/14-50 Asph. wyposażony w stabilizację obrazu.
O matrycach CMOS Canona napisano już chyba wszystko i są one z pewnością poza wszelką konkurencją, więc i Olympus ze swoją matrycą CCD pozostaje w tyle. Nie bez znaczenia w Canonie jest również większa matryca, jej rozdzielczość i Digic II odpwiedzialny za przetwarzanie obrazu. Tak więc w skrajnych przypadkach Canon deklasuje całą konkurencję.
Na codzień jednak fotografuję w dobrych warunkach pogodowych i nie używam wysokich ISO, nie robię plakatów, a do zdjęć do formatu A4 w zupełności wystarcza 5mps matryca. Zapis plików w formatach RAW, TIFF daje możliwość pełnej ingerencji w obrazek i to mi wystarcza. Z efektów jestem baaardzo zadowolony.
E-1 to nadal flagowy okręt Olympusa i niektóre parametry tego modelu wyprzedzają młodszych konkurentów nawet z wyższej półki cenowej. Z trudem dorównują mu takie asy jak 20D/30D, czy D70, więc jak mogą wyglądać koledzy z tej samej półki cenowej.
-Wspaniała wierność kolorów i ich nasycenie.
-Najwyższa zdolność rejestrowania wysokich kontrastów.
-Precyzyjny i nieomylny balans bieli.
-Wysoka powtarzalność wykonywanych fotek.
-Ostrość i wierność odwzorowania szczegółów.
-Przewaga jakościowa kitowych obiektywów Olka.
-Doskonałe algorytmy redukcji szumów (z wiadomych przyczyn).
-Największy i jasny wizjer w systemie 4/3.
-Najszybsze porty komunikacyjne (FireWire i szybki USB 2.0)
-Dodatkowe gniazdo lamp studyjnych, lub bez dedykacji.
To parametry, które przewyższają, albo brak ich u kolegów Olka o podobnej cenie.
Myślę, że wybór kolejnego aparatu jest trudniejszym zadaniem, niż kupowanie po raz pierwszy. Nosimy bagaż doświadczeń i chcemy przy następnym zakupie wyeliminować wady poprzednika (i to mi się udało). Wiemy jednak, że następny wybór to również kompromis między ceną, jakością, reklamowanymi zaletami, a także wadami odkrywanymi dopiero przy użytkowaniu. Dlatego nie "pieję" z zachwytu nad nowym nabytkiem, bo znam jego ograniczenia i starałem się w miarę obiektywnie pokazać niektóre za i przeciw. Każdy kolejny dzień współpracy z Olkiem E-1 uświadcza mnie w przekonaniu, że dokonałem słusznego wyboru. Ten model to naprawdę rewelacja i warto go kupić. Za tak śmieszne pieniądze nie dostaniemy nic lepszego.
Dlatego w moim przypadku nawet Canon 20D przegrał ze starszym Olympusem E-1,
ale jeżeli nie mam racji to zapraszam do podzielenia się własnymi opiniami.