"Prerafaelici (malrze i poeci) i ich romantyczny symbolizm, który przywołujesz dla poparcia swojej interpretacji, to jest jedna sprawa, kobiety wiktoriańskie - druga sprawa, a "granica tego świata i może życia", to jest trzeci problem, który nie istnieje w dziełach Cameron. "
-Tadeuszu, pozostaje mi jedynie zaprosić Cie do zapoznania się z dwoma wyczerpującymi publikacjami na temat istoty kreacji kobiecej w twórczości prerafaelitów - "The Pre- Raphaelites" Timothy'ego Hiltona oraz "Sensual eroticism or empty tranquility " Edwina Beckera, myślę, że doskonale eksponują związek tych trzech aspektów które Ty rozgraniczasz .A co do samych prac Cameron - odzwierciedlają mimo wszystko również ówczesną pozycję społeczną kobiety, miałam i to na względzie chociaż dość smiesznym byłoby stwierdzenie że na tym się wzorowałam. Podpatruję najbardziej charakterystyczne cechy jej prac - owo "rozmycie" o którym oboje wspomnieliśmy, ułożenie głowy, układ ciała, kolorystykę. I jakbym się nie starała, to mam świadomosć, że w przeciwieństwie do jej prac moje wydają się w pewien sposób wyrwane z kontekstu ( społecznego) , podkreślam więc że są to stylizacje. W niektórych obrazach Gabriela Rossettiego (polecam) przedstawiających jego muzę Jane Morris, ma ona wyraz twarzy tak "depresyjny" że aż groteskowy, a jednak kochano go za ten smutek mimo iz najprawdopodobniej był on ze strony Jane pozą na potrzeby takiej a nie innej kreacji. Wbrew pozorom ja również potrafie się uśmiechnąć, chcę też jednak być wierna pewnej estetyce która, taka jest moja nadzieja, jest w tych pracach zauważalna... pozdrawiam