Pięknie.
Skośnoocy chłopacy z Zuiko na pewno znają zalety tego szkiełka jednak dziś rządzą księgowi a nie techncy. Niestety.
Pięknie.
Skośnoocy chłopacy z Zuiko na pewno znają zalety tego szkiełka jednak dziś rządzą księgowi a nie techncy. Niestety.
mistrza krytykować nie wypada... przynajmniej amatorom...
dlatego nie wspomne o centralnych kadrach na ostatnich portretach..
dlatego nie wspomne o sztucznym uśmiechu na 790 i nosie..na 791
zdecydowanie wole Cię z 772 - street - tu jesteś dla mnie profesorem.. w portretach i aktach.. niestety jednym z wielu..
Ostatnio edytowane przez push ; 3.08.08 o 23:33
790. dla mnie wrażenie jakby cera była retuszowana (ale nie znam się)
791. u mnie nie wyskakuje
792. jak najbardziej na tak!
Z kliszą na szyi.
Olympus 35 RD.
Zdjęcia Pana Rafała już widziałem dawno,ogólnie za całokształt jest Pan dla mnie wzorem jeśli chodzi o street foto.
A ostatnie portrety fajne,takie spontaniczne.Ostatni moim zdaniem lepszy od przedostatniego.
Dzięki za komentarze. Zdjęcia zrobiłem prawie dwa lata temu, długo leżały w szufladzie. Tekst i zdjęcia: moja skromna osoba.
Pierwszy egzemplarz syreny 100 wyjechał z Fabryki Samochodów Osobowych na Żeraniu ponad 50 lat temu.
Syreny full wypas
Stara, poczciwa syrenka to coraz rzadszy widok na naszych drogach. Przez lata budziła emocje, drwiono z niej i wymyślano na jej temat głupie dowcipy. Nazywano "skarpetą", "królową polskich poboczy" albo "autem specjalnej troski". Mimo to była obiektem pożądania większości mężczyzn w PRL.
Zbyszek Bober, 27-letni konstruktor z Krakowa własnymi rękami zrobił syrenki, które się nie psują i nikt się z nich nie śmieje. Na co dzień jeździ trzema: sportową, terenową i limuzynę. Najszybsza jest "Porszenka", ma około 300 KM i rozwija prędkość 290 km/h.
Auta nie urodziły się na deskach kreślarskich inżynierów, nie zjechały z fabrycznych taśm montażowych. Pomysły powstały w głowie zapaleńca, który rysował projekty w szkolnym zeszycie w kratkę. Zaś same samochody wyjechały z prymitywnego garażu.
792
- Pierwszą skonstruowałem limuzynę, nazwałem ją "Potwór". Pracowałem nad nią ponad rok, poświęcając na to cały wolny czas - mówi Zbyszek Bober. Kiedy nacieszył się autem, zamarzyła mu się syrenka terenowa i to marzenie wkrótce się spełniło. Kiedy kupił używane sportowe Porsche 944 i pociął je na kawałki, jego rodzina i przyjaciele zgodnie orzekli, że Zbyszek postradał zmysły.
Skarpeta - limuzyna ma prawie 5 metrów długości, waży ponad 2 tony, ma 2.5 litrowy silnik, 160 KM. mocy, ABS, automatycznie opuszczane szyby, elektrycznie ustawiane lusterka, wspomaganie kierownicy, klimatyzację, ABS. Jest zrobiona na podwoziu i podzespołach Citroena CX GTI z 88 roku, ma więc super-komfortowe zawieszenie na poduszkach hydro-pneumatycznych - wysokość zawieszenie można regulować automatycznie. "Potwór" lśni metalizowanym lakierem i chromowanymi detalami.
Poszukiwana kobieta blacharz
Miłością do syrenek krakowski konstruktor zaraził się w dzieciństwie.
- Kiedy na spacerze zobaczył pierwszy raz syrenkę, patrzył na nią jak w obrazek - opowiada Zenon Bober, ojciec Zbyszka. - Zakochał się na zabój i do dziś jest wierny swojej miłości. Nie ukrywam, że trochę mnie to martwi. Już od dawna nie jest nastolatkiem, powinien ułożyć sobie życie, żonę sobie znaleźć, postarać się dla nas o wnuki.
Zbyszek miał dotychczas trzy narzeczone. Żadna nie wytrzymała konkurencji z syrenkami - po kolei zostawiały zapalonego konstruktora, Marysia wytrzymała z nim najdłużej, bo ponad rok.
- Romantyk z niego żaden. Potrafił rozmawiać tylko o swoich samochodach, siłą musiałam wyciągać go spod auta na spacery. W końcu postawiłam warunek: albo ja, albo syrenki - opowiada Joanna, była narzeczona zapalonego konstruktora.
Zbyszek wybrał...
- No... syrenki. Stara miłość nie rdzewieje. Zrozumiałem, że muszę poszukać kobiety, która podzieli moją pasję. Najlepiej jeśli z zawodu będzie blacharzem. Wtedy moglibyśmy spędzać wspólnie czas w warsztacie przy szpachlowaniu blacharki - Zbyszek wypowiada te słowa z poważną miną.
793
Kiedy miał 15 lat, zarobił pierwsze pieniądze. Hodował kwiaty doniczkowe, potem sprzedawał sadzonki na giełdach kwiatowych. Za zgodą rodziców kupił pierwszą Syrenkę - model Bosto, z paką do wożenia towarów. Auto ciągle się psuło, dlatego poszedł do pobliskiego warsztatu samochodowego i tam za darmo pomagał mechanikom. Tak nauczył się samochodowej roboty.
Zaczął kupować kolejne "skarpety". Po jakimś czasie przed blokiem gdzie mieszkał stało siedem aut. Sąsiedzi ciągle pisali na niego skargi do administracji, że blokuje parking i naprawia tam swoje samochody zostawiając po sobie tłuste plamy oleju. Musiał się w końcu wynieść. Trafiła się okazja, rodzice kupili tanio 6-arową działkę - przy torach kolejowych, za to niedaleko bloku, w którym mieszka.
794
Nie płaci mandatów
Nad drugą konstrukcją pracował półtora roku. Nazwał ją syrena "tyrrano". Kupił używaną terenową ładę niwę w świetnym stanie i... pociął samochód na kawałki. Wykorzystał z niego podwozie, karoserię zaś zrobił od podstaw. Blacha po blasze, tysiące spawów, mozolne godziny czyszczenia papierem ściernym i szpachlowania. Jako napęd wstawił dieslowski silnik citroena o pojemności 1,9 litra, zawieszenie wziął z suzuki vitara. Auto ma napęd na cztery koła i reduktor do jazdy w ciężkim terenie. W środku dwukolorowa, skórzana tapicerka, klimatyzacja, podgrzewane fotele. Po naciśnięciu guzika rozsuwa się klapka na desce rozdzielczej ukazując komputer połączony z nawigacją satelitarną. Na jego ekranie dzięki kamerze umieszczonej pod rejestracją można obserwować to co się dzieje z tyłu pojazdu. Nie zabrakło odtwarzacza DVD oraz 10-głośnikowego systemu audio - zestaw "kina syrenkowego" - jak go nazywa właściciel.
Ciąg dalszy nastąpi. Jeśli zaciekawił Was temat to będę wrzucał kolejne foty pozostałych furek (na razie jest tylko porszenka).
Ostatnio edytowane przez Rafał Czarny ; 6.08.08 o 20:59
Jestem zaskoczony tą Syrenką, na plus oczywiście. Foty fajne, dobrze, że towarzyszy im opis. Temat trochę mi obcy ale miło się patrzy na ludzi pozytywnie zakręconych i efekt ich pasji. Pewnie, że chciałbym zobaczyć więcej...
No to wrzucam ciąg dalszy (zdjęcia nie współgrają z opisem). Kolejne trzy to limuzyna "Potwór":
Niedawno ukończył swoje największe marzenie - syrenkę sportową. Kupił okazyjnie 9-letnie porshe 944 w świetnym stanie i... pociął na kawałki. Wtedy rzuciła go kolejna narzeczona.
Auto ma piękną, dynamiczną sylwetkę, choć już na pierwszy rzut oka widać cechy charakterystyczne dla syrenki.
795
- Starałem się, by przód i tył zrobić jak najbardziej podobne do "skarpety". Nazwałem ją "porszenka", bo łączy w sobie drapieżność i dynamikę wyścigowego auta z pięknym kształtem naszej rodzimej syreny - mówi Zbyszek.
Kiedy jedziemy "porszenką" nie ma wątpliwości jaki charakter ma auto. Komfort jazdy typowego wozu sportowego, czyli... żaden. Dopiero jadąc tak twardo i nisko zawieszonym autem czuć na własnej skórze jak kiepskie mamy drogi.
- Do takiej jazdy trzeba mieć dobre plomby - tak trzęsie, że mogą powypadać - śmieje się Zbyszek.
796
Przyspieszenie wbija w fotel, auto trzyma się znakomicie drogi nawet w najostrzejszych zakrętach. Nie ma przechodnia, który by się nie oglądnął na widok na widok ryczącej "porszenki", gdziekolwiek się zatrzymamy, zaraz zbiega się tłum ciekawskich.
- Zrobiłem kilka ulepszeń w silniku. Auto ma teraz ponad 300 KM. Lubię wieczorem pojechać "porszenką" na autostradę i wcisnąć gaz do podłogi. To mój sposób na chandrę - opowiada Zbyszek.
797
Nigdy nie zapłacił mandatu jadąc "porszenką". Jeśli zostanie złapany na radar, to policjanci zwykle proszę, by otworzył maskę i pokazał silnik. Potem robią sobie zdjęcia telefonami komórkowymi na tle auta. Powtarzają: "full wypas" i zapominają o ukaraniu kierowcy.
Coraz mniej syrenek
- A wiecie czym się różni syrenka od rolls-royca? Syrenka ma z boku listwę ozdobną, a rolls-royce nie ma - Zbyszek zapisuje w zeszycie wszystkie zasłyszane dowcipy o swoich ukochanych samochodach.
Jednak ci, którzy jeździli przed laty syrenkami, nie do końca podzielają entuzjazm domorosłego konstruktora. Dla wielu bardziej do "skarpety" pasuje inny dowcip: "Czym się różni syrenka od krowy? Jak syrenka nawali to stoi, a jak krowa nawali to idzie dalej". A po japońsku nazwa syrenka brzmi: "masa huku".
"Mocną stroną tego wozu jest ramowa konstrukcja podwozia sprawiająca, że nawet mocno przerdzewiałe nadwozie jakoś się trzyma kupy i przynajmniej z kapitalnym remontem tej części samochodu można trochę zaczekać" - pisał z entuzjazmem miesięcznik "Motor" z 1964 roku.
Chluba polskiej motoryzacji bez przerwy się psuła. Każdy, kto chciał wyjechać na dłuższą wycieczkę musiał zabierać ze sobą pełny bagażnik części zapasowych i komplet kluczy. Kierowca musiał opanować podstawowe umiejętności reperowania swojego "cudu polskiej myśli inżynierskiej".
Ciąg dalszy nastąpi...
Ostatnio edytowane przez Rafał Czarny ; 6.08.08 o 21:00
Od dziś jestem fanem Zbyszka![]()
Z kliszą na szyi.
Olympus 35 RD.