Wprawdzie mam E-500 ale jak pojechałem na wycieczkę do Krakowa przy minus 15 chodziłem zawieszonym aparatem. I wszystko OK, gdyby nie świetny pomysł rozgrzania się czekoladą w kawiarni.
Dopiero jak się aparat popłakał kapłem się o co chodzi.
Takiego zaparowanego trochę prztarłem (obiektyw zaszedł parą wodną momentalnie) i schowałem do torby. Potem jeszcze marsz do auta na mrozie. Co godzinę sprawdzałem jak sobie radzi. Po 3 h nie było śladu.
Aparat działa.
Dziś we Wrocku wprawdzie mrozu ni ma, ale jak był też robiłe zdjęcia i tylko trochę czasu mu dawałem na odpoczynek.
Przygody z zaaparowaniem myślę, że więcej mieć nie będę.

P.S. To że korpus czy obiektyw jest uszczelniony (a nie szczelny) nie oznacza wcale braku problemu z parą - przecie w środku nie ma próżni jakieś powietrze się tam znajduje to i się będzie skraplać przy gwałtownej zmianie temperatur - bezczelna fizyka gazu...