Umiar i rozwagę polecam. Szczególnie w tą zimę.
NEX analogi też mają sporo elektroniki.
A w samochodach to zupełnie inna bajka bo inna technologia produkcji elektroniki do nich aplikowanej.
Producent naprawdę wie co robi pisząc 0-40 !!!!!
Umiar i rozwagę polecam. Szczególnie w tą zimę.
NEX analogi też mają sporo elektroniki.
A w samochodach to zupełnie inna bajka bo inna technologia produkcji elektroniki do nich aplikowanej.
Producent naprawdę wie co robi pisząc 0-40 !!!!!
Cenię robina 102 za fachowość i znajomość zagadnień z zakresu elektronikiZamieszczone przez robin102
ale zdecydowanie jestem przciwnikiem nadmiernego "chuchania" na sprzęt w przeciwnym wypadku nikt z nas nie zrobiłby zdjęcia zimą przy ujemnej temp., w deszczu, nad wodą itp, jak się tak głębiej zastanowić to nie mielibyśmy żadnych naprawdę ciekawych ujęć plenerowych, a więc z rozwagą ale do boju
![]()
![]()
Pozdrowionka
No i kurdę muszę Ci przyznać racje co do tych zdjęć. Sam "zgrzeszyłem" wychodząc w mały mrozek ze swoim C5050.
Mój kolega stomatolog zaleca żeby co tydzień przy jedzeniu zmieniać zeby które najbardzie obciążamy gryząc np. schabowego . Jak to zrobić w praktyce?? pokazywał mi i turlałem sie ze śmiechu. To podobno bardzo zdrowe dla uzębienia . Podobnie niestety jest z tą dbałością o aparaty. hi hi hi Teoria swoje - praktyka swoje
pomimo tego ze mam e300 (ktory wogle nie jest uszczelniony) podczepie sie pod ten post z moim wywodem/pytaniem
Otoz zawsze jak szedlem w teren to bylo to gdzies daleko... jak skonczylem robic fotki na mrozie gdzies w lesie to wkladalem aparat do plecaka fotograficznego (pewnie jest jakos tam uszczelniany) i wracalem. Szedlem sobie dosc dlugo z takim plecaczkiem na mrozie. Po powrocie do domu walilem w kat plecak i nie dotykalem przez dlugi czas.
Ostatnio mialem troche inna sytuacje. Robielm fotki wyciagajac aparat z pod kurtki.
Nie wiem czy takie wyciaganie - co chwila - z cieplego miejsca na mroz to nie jest za duzy szok dla aparatu?.
Wrocilem do domu z aparatem zawieszonym na szyje, zakrytym kurtka (w bardzo cieplym miejscu w porownaniu z tym co bylo na dworze). No i postanowilem ze w domu poloze aparat lekko zakryty kurtka - zeby doszedl do siebie.
Po godzinie zobaczylem ze aparat praktycznie plywa, bardzo sie spocil... i prawde mowiac nie mialem pojecia co z tym zrobic. Czy zostawic, polozyc na kaloryfer czy cos? Co w takiej sytuacji zrobic?
pozdrawiam
List ten dedykuje wszystkim tym, którym jest dany przywilej służenia innym pomocą w osiągnięciu celu i tym, którzy ucząc się wzbogacają wszystko przez podjęcie wyzwania do postępu i stawania się tym wszystkim, czym mogą się stać
Ciekawe Jeronimo z tym zapoceniem się apratu![]()
Mi zdarzyło się focić przy max -15 C ale nigdy nie przyszło mi do głowy chować aparat pod kurtkę podczas focenia. Fakt bateria dość szybko padła, ale aparat działał cały czas. Po powrocie poprostu nie uruchamiałem aparatu dopóki się nie zagrzał. Może w domu była duża wilgoć i dlatego skropliła się na zimnym aparacie, albo kurtka miała dużo wilgoci w sobie? A jak ratować aparat? Suszarka? Zawsze to suche i ciepłe powietrze.
pozdrawiam
Pod kurtką jest tyle samo wilgoci jak pod wodospademDla elektroniki i optyki najgorsza jest wilgoć, więc moim zdaniem najlepiej aparat mieć na zewnątrz, a po sesji schować go do plecaka lub torby. Po powrocie do domu najlepeij poczekać aż dojdzie do tem pokojowej w torbie. Jedyne co się opłaca trzymać pod kurtką do akumulatory. Nawet ten po wymianie na mrozie, po ogrzaniu i ponownym włożeniu do aparatu jeszcze jakiś czas popracuje.
o matko widze ze mam dziwne pomysly z tym trzymaniem pod kurtka i wyciaganiem na chwile (z czego zawsze chwila robi sie dluga i pozniej jest duza roznica temp).
dobrze ze w tym roku dopiero mialem jedno wyjscie w zimie :P
List ten dedykuje wszystkim tym, którym jest dany przywilej służenia innym pomocą w osiągnięciu celu i tym, którzy ucząc się wzbogacają wszystko przez podjęcie wyzwania do postępu i stawania się tym wszystkim, czym mogą się stać
Najniższa tem prz jakiej, około 3 h, robiłem zdjęcia to około -30 w słowackich górach. Zawsze fotgrafuję tak, że aparat jest na zewnątrz. Nie chowam go pod kurtkę, tam dopiero w zimie jest wilgotno, E-1 wisi mi na szyi lub jest gdzieś podczepiony. Po "spacerze" przed budynkiem, autem etc wkładam go do torby (która mroziła się wędrując razem ze mną po górach) i zamkniętego w wychłodzonej torbie zostawiam na kilka godzin w pokoju. Nigdy po wyjęciu z torby nie był zaparowany. Nie zalecam eksperymentów z woreczkami foliowymi i kaloryferami, elektronika jest wrażliwa i jeśli chcemy aparatem bawic się w temp poniżej 0 stopni to nie róbmy mu szoku termicznego, niech powoli dochodzi do siebie. Ja dbam o sprzęt, ale na nieg nie "chucham" swoje MUSI wytrzymać, ryzyko zawsze jest ale własnie dlatego kupiłem E-1 a nie E-300 bym się w zimie i deszczu nie musiał martwić. Zrobiłem z aparatem prawie wszystko czego producent nie zaleca i działa doskonale, ale kiedy nie ma potrzeby to go nie "szokuję" i trzymam z dala od woreczkó i kaloryferów ;-D
Canon 85 f/1.2 mkII L w moim plecaku jest jak perła w chlewie.
Jedyny ratunek gdy aparat się "spoci" czyli nastapi na nim konensacja pary wodnej to bardzo powolne suszenie , a nawet wietrzenie i nigdy nie na kaloryferze .Nie należy też na powrót w przestrach wynosic do zimnego otoczenia. Można czasem położyć na telewizorku lub włożyc do pudełka papierowego z mocno higroskopijnym materiałem ( w dużej ilości) , ot akim jak znajduje sie w woreczkach z rożnymi artykułami elektronicznymi
tez tak myslalem ze z ta suszarka to troche przegiecie... ja w tej sytuacji oprocz tego ze sie denerwowalem - ze moj sprzet sie poplakal - poprostu go zostawilem...
List ten dedykuje wszystkim tym, którym jest dany przywilej służenia innym pomocą w osiągnięciu celu i tym, którzy ucząc się wzbogacają wszystko przez podjęcie wyzwania do postępu i stawania się tym wszystkim, czym mogą się stać