pomyślałem sobie, że zadzwonię do olympusa, zapytam jak oni to widzą. na linii technicznej pan mi mówi, że nawet jeden piksel (nieważne czy martwy czy gorący - pytałem dwa razy) upoważnia do wymiany matrycy (nie aparatu). z martwym to rozumiem, ale mimo całej sympatii do olympusa, po prostu nie wierzę, żeby wymienili matrycę z gorącymi pikselami (czyli właściwie niemal każdą, jaką by im nie wysłać ), zamiast ją po prostu zmapować. zważywszy, że taki aparat wysyłamy do serwis olympus polska, a oni (to jest dobre!) wysyłają go do serwisu do Czech (wszystko wiem od tego pana), to ja dziękuję za taki interes. pixel mapping w menu aparatu jest (ukłony wobec olympusa, zaoszczedzają klientowi sporo zabawy w serwis, który przecież w pierwszej kolejności mapuje matryce zamiast ją od razu wymieniać), porobia sie krzaczki na matrycy to wtedy sie zastosuje, ewentualnie wyśle na gwarancji, w końcu dwuletnia, a aparat ledwie miesiąc ma, więc czasu sporo.
sam sie tym niepokoiłem, ale przestałem. zatem spieszę uspokoić wszystkich sfrustowanych kwestią dead/hot pikseli - których pełno na forach - żeby nie robić z igły widły. 1 gorący piksel, 2 gorące piksele czy 50 gorących pikseli (i to przeważnie na wysokim iso i z wolną migawką) to nic, normalka, standard. zaczynamy się martwić gdy pojawią się martwe, ewentualnie liczba hotów pójdzie w kilkaset przy niższych ustawieniach iso i migawki.
aparat w dłoń i w plener!
<<PRZEPRASZAM ZA TAK DŁUGI (I KOLEJNY) POST O MARTWYCH I GORĄCYCH PIKSELACH, ALE MAM NADZIEJĘ, ŻE WYJAŚNIENIE SPRAWY RAZ A DOBRZE POMOŻE WIELU ZBŁĄKANYM W TEJ KWESTII DUSZOM TAKIM JAK JA JESZCZE NIE TAK DAWNO TEMU>>
pozdrawiam, znakomite forum!