Łatwiej mam w tym sensie, że do auta zabieram to co może mi się przydać, a nie to co muszę mieć. Mogę mieć trzy puszki. Kilka obiektywów ( tele, macro itp ). Mogę mieć dwa statywy. Ciężki stabilny, drugi lekki w góry. Mogę mieć dużego drona parasol i kalosze. Oczywiście bez psa.
Jestem na etapie, że jadę bez planu. Plan powstaje na bieżąco w zależności od nastroju, chęci i pogody. Nie mając terminów mogę się zatrzymać w jakimś miejscu i siedzieć tydzień bo jest fajna pogoda, albo mi się tam podoba.
Jak jest jakaś super miejscówka z potencjałem, to czekam aż da się zrobić fajne foty. Bez pośpiechu i nerwówki. Żadne pół godziny na zdjęcia.
I potem wychodzi że "urlop" trwa 2 miesiące z trasą o długości kilkunastu tyś kilometrów.
Tak to bym popodróżował po Ameryczce.
Jest to wykonalne, ale to dość duże przedsięwzięcie.