Tej zimy-niezimy, zaniosło nas na drugi koniec świata- do Nowej Zelandii. Aotearoa to maoryska nazwa tej krainy i oznacza właśnie Kraine Długiej Białęj Chmury.
Postanowiliśmy na własne oczy zobaczyć bajeczne krajobrazy i scenerię Władcy Pierścieni, gorące gejzery, wilgotne lasy, lodowce, ośnieżone góry, drzewiaste paprocie a także foki i pingwiny- i to wszystko podczas jednej wyprawy.
Wybraliśmy się z poznańskim biurem Adventure Club i był to strzał w przysłowiową dychę. Podróżowaliśmy w siedmioosobowej grupie, plus nasz pilot i kierowca Andrzej- obieżyświat, gawędziarz, fotograf i świetny facet.
Mieliśmy określony program, w praktyce jednak na hasło "stop -foto" zatrzymywaliśmy się wszędzie tam, gdzie można było zrobić to bezpiecznie- a jeśli gdzieś po drodze napotykaliśmy nieplanowaną ciekawostkę- to dodatkowy postój nie był żadnym problemem.
Zapraszam w podróż -4300 km wokół krainy Hobbitów.
Dzień pierwszy
Po cholera wie ilu godzinach podróży ( Warszawa-Dubaj-Melbourne-Auckland), o piątej rano czasu lokalnego dotarliśmy na miejsce. Rożnica czasu względem Warszawy wynosi +12h, tak więc większą częśc wtorku zgubiliśmy w samolocie pomiędzy Dubajem a Melbourne.
Pierwsze zdjęcie jakie zrobiłem w NZ świetnie ilustruje, że jest to kraj imigrantów. Trzy uczennice maszerujące do szkoły- miały ewidentnie azjatyckie rysy.
NZ to naprawdę wielki tygiel ludzi z niemal każdego zakątka świata.
Wzięliśmy szybki prysznic i walcząc z narastającym zmęczeniem pojechaliśmy podziwiać klify nad brzegiem Morza Tasmana, kolonię głuptaków ( skąd ta nazwa?) i plażę z czarnym wulkanicznym piaskiem.
resztę dnia spędziliśmy w Auckland- kierunkowskaz na jednym ze wzgórz (chyba wzgórzu Victorii) pokazuje, że jesteśmy naprawdę niemal na końcu świata. Auckland położone jest na wygasłych - a w kazdym razie nieaktywnych wulkanach i niemal z każdego z nich jest wspaniały widok na miasto.
samo miasto jest raczej mało zajmujące, w marinie można zobaczyć jachty z całego świata, niestety dok w którym stworzono jacht, który wygrał dla Nowej Zelandii Puchar Ameryki, jest właśnie rozbierany.