Koledzy, moje myslenie jest takie.
Jak bylem licealista kupilem Smiene 8M( spory wydatek), potem zmienilem system na Zenita a potem na Exe, a potem na Practice, a potem na Nikona i Kieva19, a potem na manualne Canony FD ( uzywki z Niemiec), a potem na Canony EF( EOS-y)- byl i OM.
Teraz to mam powalone dopiero. Wszystko z innej wsi.
Za kazdym razem kupe szmalu na szkla, lampu, filtry ( no bo inne srednice), wezyki, wyzwalacze, futeraly, gripy, baterypacki, fotocele, srele i dupele.
Wiec jak 4/3 padnie to sobie kupie nastepny system, jaki tam bedzie pod reka. I tak przeciez co 3 lata musi sie kupic cos nowego, bo starym sie przeciez nie da focic!!
Wiec nic sobie nie robie z tego co i kiedy padnie. Zawsze tracilem to i teraz strace.
Wracajac.
Zona mnie nienawidzila z calego serca. A dzieci nie przymkna mi powiek po smierci. Pamietam jak kupilem EOS-a 600, EF-M a potem 5, jaki to kawalek szmalu byl. A kolega (duzo madrzejszy) focil cale lata eos-em 1000, jeszcze lepsze fotki niz ja i to w profesjonalnym zakladzie foto. Smial sie ze mnie, ze jestem onanista.
Ja wydawalem krocie by przetestowac szkla, ktore jest lepsze i ostrzejsze "na piczny klak"( to cytat ze starych fachowcow- bez obrazy) i nocami myslalem jakie szklo by tu sprowadzic ze Stanow ( bylo taniej i przy odsprzedazy sie nie tracilo a nawet zarobilo troszke).
Wiec przezywalem wszystko jak mrowka orgazm, chociaz zdawalem sobie sprawe z tego, ze zwykla Practica robie takie same zdjecia jak EOS-em.
Kiedys sie objuczylem gratami i robilem za guru na jakims kursie zawodowym.
Poznalem mloda i bardzo ladna mezatke, ktora niesmialo spytala, czy robi fajne fotki.
Jak mi pokazala to mi szczena opadla, przepiekne portrety jej malych dzieci i meza. Przepiekne inne zdjecia. jak sie okazalo, ze ma tylko Zenita z 58mm i nic wiecej, to pochowalem graty i przez miesiac nie wyjmowale.
Pomyslcie- Zenitem, standartem 58mm i na dodatek kobieta.
Zawsze uwazalem, ze cacuszka techniczne ograniczaja inwencje i rozleniwiaja. Zas niedoskonalosci wymuszaja myslenie i w konsekwencji daja lepsze efekty.
Chocby focenie z jednym szklem! Stalka! Mozna dokupic wrotki i ma sie Zooooom i jeszcze sie zostaje sportowcem.
Bez zartow, na przyklad. Focilo sie szybkie sceny bez AF ustawiajac ostrosc wczesniej na jakis przedmiot i korzystajac z glebi ostrosci ( na pierscieniach stalek byly genialne kalkulatorki). Jesli osoby znajdowaly sie w strefie ostrosci to sie focilo. Dzis potrzeba super dobiegaczki. Canonierzy placza, ze 5D nie ma fajnej dobiegaczki i za nic nie moga zrobic fotki koszykarzom na sali. Jakby nie mogli ustawic ostrosci na tablicy do kosza lub w innym miejscu i poczekac na sytuacje przy rzucie pilka. W koncu jestesmy amatorami i nie musimy miec tysiecy zdjec robionych seriami po 12/sek z jednego meczu. Wystarczy kilkadziesiet ciekawych ( a te sa pod koszem akurat w jednym miejscu).
Zawodowy fotograf musi miec wszystkie ujecia z meczu, ale on wyposazony jest w jakies 1D a tam dobiegaczka jest w porzadku.
Amator moze kupic na drugi dzien gazete.
Albo magiczna GO. Kazdy chce miec papierowa. A ja chce miec wieksza! Przynajmniej w 90% sytuacji. Ludzie chca miec ostre fotki, a nie artystyczne mamlaki. Babcia na wersalce w czasie blogoslawienstwa tez ma byc ostra, a nie tylko lewe oko pani mlodej.
Przyznaje, ze kilka- kilkanascie portretow z niewielka GO takze warto wykonac.
Jak wykonywano fotki w czasach filmow ISO25? Albo gdy emulsja miala znacznie nizsze jeszcze czulosci. W mojej mlodosci bylo to iso 50, a 100 to juz bylo ok. 200 mialo ziarno wrecz artystyczne.
Racja lepsze jest wrogiem dobrego i postep jest nieunikniony. Tylko czy nam chodzacym po polach i lasach, po ulicach i wycieczkach potrzebne sa cuda techniki- wielkie i ciezkie. I szkla jasne- ciezkie.
Na koniec zanudze Was opowiescia.
Pojechalem w Tatry z kolegami. No i kazdy czyms tam focil, a ja nabralem wielka torbe szkiel, lampe, dwa body i statyw. No i kolesie ida i pstrykaja jakimis lekkimi szkielkami na leciutkich aparatach, a ja z gripami, pelen wypas. Rozstawiam to na kamieniach ( statyw), wyjmuje z torby, wkladam, ukladam na kolanach jedno, by wyjac drugie, potem od nowa by to schowac. Koszmar, krew mnie zalala.
Innym razem postanowilem w samotnosci, bez kolegow, co bez przerwy ponaglaja.
No ale musialem z tym worem chodzic do kibelka ( ciasny jak cholera) bo balem sie zostawic w schronisku na stole, albo na kwaterze, albo na dworcu. Caly czas pilnowalem majatku! Koszmar!
Potem na Wegrzech na basenach uzmyslowilem sobie, ze jestem idiota! Niewolnikiem hobby, ktore zamienilo moje zycie w koszmar. Mojej rodzinie( nienewidzili pozowac do kolejnych testow i blyskania w oczy), przyjaciolom. Zamiast wakacji i luzu, kapieli i szukania wrazen i piekna, ciagle ten wor z gratami.
Od lat mam to w ..... wiecie gdzie?!? Owszem Fuji f710 maly metalowy genialny kompakcik ze sterowaniem jak w lustrze, matryca typu SR ( podwojny czujnik), RAW. Jasny obiektyw. Wszystko w pięści sie miesci. Jeszcze wczesniej analogowa Yashica T4*- genialne 35mm Zeissa i nic wiecej. A zdjecia lepsze! Bo zanim wyszukam w worze sprzetu, to mi ucieknie motyw. A tu zawsze mam.
Przepraszam, ze sie tak rozpisalem.
czesc.ch.
Uzmyslowilem sobie jeszcze jedno. Zakup albumow z najpiekniejszymi fotkami jest tanszy od zakupu sprzetu i wyjazdow w swiat, mozna siedziec w domu i sie wszystko ma pod reka. Za zamiast focic to ogladac NG.
No tym razem to zartowalem!