test/recenzja torby Crumpler Company Gigolo 8500
I nie kupiłem Vanguard Up-Rise 38, tylko coś innego. Okazało się, że wybór torby na sprzęt foto to nie taka prosta sprawa, o czym zapewne sami już się przekonaliście. Ja od lat kupuję różne torby, używam ich przez jakiś czas, a następnie sprzedaję i poszukuję czegoś nowego. Gdy już znajdowałem torbę odpowiednio wygodną i mieszczącą wszystko, co potrzebne, pojawiał się problem: w jaki sposób zorganizować przestrzeń w środku, aby zapewnić wygodny dostęp do zawartości, przy jednoczesnym zachowaniu minimalnych wymiarów torby, bo nigdy nie byłem fanem noszenia na ramieniu wielkiego torbiska.
Miałem już torby z umiarkowaną ilością przegródek w środku, jednak i tak nie mieściło się w nich wszystko - do niektórych przegród musiałem wkładać po kilka obiektywów – piętrowo, jeden na drugim. Niestety takie ułożenie nie ułatwia dostępu do sprzętu, szczególnie tego umieszczonego na samym dnie – trzeba najpierw wyciągać obiektyw z samej góry, potem szarpać się z rzepami mocującymi poziomą przegródkę, czasami jeszcze przedrzeć się przez jeszcze jeden taki poziom, dopiero wtedy wydobyć obiektyw z dna torby, a potem jeszcze odłożyć wyjęte wcześniej obiektywy i przegródki na swoje miejsce. W międzyczasie wszystko wypada z rąk, gubią się dekielki i generalnie robi się bałagan – brakuje trzeciej ręki, żeby to wszystko ogarnąć. Poza tym zajmuje to dużo czasu i niepotrzebnie zwracamy na siebie uwagę otoczenia, gdy w pośpiechu przebieramy w torbie niczym w bębnie maszyny losującej.
Cholernie mnie to irytowało, więc próbowałem innego rozwiązania: torby na tyle dużej, aby miała mnóstwo przegródek, by starczyło ich na każdy obiektyw. Niestety nijak to się ma do małych rozmiarów, na których mi zależy. Poza tym w takiej torbie dźwiga się głównie powietrze, a nie sprzęt, bo obiektywy lądują na dnie, a nad nimi jest jeszcze mnóstwo niewykorzystanej przestrzeni, której – paradoksalnie – wykorzystać się nie da, aby nie ograniczać dostępu do tych obiektywów. Za każdym razem, gdy przychodziłem z taką torbą do pracy, pytano mnie, dokąd się wybieram – wyglądałem jak turysta z bagażem, wybierający się na długie wakacje. A ja tylko chciałem połazić po robocie po mieście i popstrykać trochę zdjęć…
Chyba w końcu znalazłem idealne (no, prawie...) rozwiązanie tego problemu. Jest nim Crumpler Company Gigolo :)
NA ZEWNĄTRZ
Torba jest czarna, ale są też inne wersje kolorystyczne. Jest to model 8500 w wersji czarnej – w ofercie Crumplera jest jeszcze kilka opcji kolorystycznych i rozmiarowych - parę mniejszych modeli oraz dwa większe: 9000 z minimalnie mniejszą komorą na sprzęt, ale za to z dodatkową kieszenią na laptopa oraz 9500 z nieco większą komorą i również z miejscem na laptopa. Materiał, z którego jest uszyta ta torba, to gęsty nylon, trochę szorstki w dotyku, sprawiający wrażenie grubego i wytrzymałego. Nie ma tutaj zbyt wielu ozdób, jedynie kilka białych/szarych szwów i metalowy charakterystyczny znaczek Crumplera.
(z góry sorry za jakość zdjęć, szczególnie WB, ale po napisaniu tekstu już mi się odechciało tej "zabawy" i pstrykałem kompaktem jak popadnie, byle szybciej)
Nie ma też, niestety, żadnych zewnętrznych kieszeni, co niewątpliwie jest wadą. Po bokach są wprawdzie szerokie paski do mocowania dodatkowych sakw i futerałów, ale nie ma nic, gdzie można wcisnąć portfel, dokumenty, klucze i inne drobiazgi, które warto mieć na wierzchu. Jedynie z tyłu, u dołu, jest kieszeń na pokrowiec przeciwdeszczowy, ale nie służy ona do niczego, oprócz przechowywania wspomnianego pokrowca.
Torba jest dość sztywna, jej zewnętrzne ścianki stanowią coś w rodzaju pancerza. Myślę, że wytrzymałaby upadek na glebę, gdyby zsunęła się przypadkiem z ramienia. Nawet kopniak od dresiarza nie powinien stanowić problemu – zawartość pozostałaby nienaruszona. Skakania po niej ani rozjeżdżania czołgiem już by jednak nie wytrzymała ;) Szwy wyglądają na mocne i wykonane starannie, nic się nie pruje (przynajmniej na razie, po miesiącu użytkowania) ani nie odstają nitki. Jakość wykonania jest bez zarzutów, przynajmniej na poziomie Lowepro i Kata, których używałem, i dużo lepsza niż w Naneu, którego plecaka używam nadal.
Cały ten zewnętrzny pancerz składa się z dwóch elementów: przedniej ścianki, zakrzywionej tak, że stanowi również górną część torby, której integralną częścią jest solidny, gruby uchwyt oraz części, nazwijmy to, głównej zbudowanej z dna i ścianki tylnej oraz bocznych. Oba te elementy połączone są u dołu mocnym szwem, a po bokach i u góry zamkiem błyskawicznym. Suwak chodzi z oporem, może nawet zbyt dużym, i jeśli szarpniemy go zbyt mocno, odmówi posłuszeństwa. Trzeba odsuwać go z wyczuciem, w przeciwnym razie może się lekko przycinać w miejscach zagięcia. Nie jest to problem, łatwo się do tego przyzwyczaić, ale jednak w innych moich torbach zamki błyskawiczne chodziły bardziej delikatnie.
U dołu nie ma nic ciekawego. Niestety brakuje pasków do przypięcia jakiegoś małego statywu czy kurtki. Nie ma też gumowej okładziny, która chroniłaby przed wilgocią, więc nie radzę stawiać tej torby na mokrej ziemi.
Z tyłu też nic ciekawego, oprócz wspomnianej już kieszeni na pokrowiec, zamykanej od dołu zamkiem błyskawicznym. Pokrowiec jest czarny (nie wiem, czy w innych wersjach kolorystycznych również) i przymocowany na stałe skrawkiem materiału – aż korci, żeby go odciąć i w razie czego wyprać i wysuszyć. Tutaj jest fajny patent w postaci rzepów, dzięki którym można szybko założyć pokrowiec bez zdejmowania paska (którego nawet zdjąć się nie da). W większości innych toreb trzeba odczepić pasek i przepuścić metalowe (lub plastikowe) oczka, na których jest mocowany, przez otwory w pokrowcu. Dopiero po naciągnięciu pokrowca można z powrotem przypiąć pasek. Tutaj po prostu zawijamy pokrowiec wokół miejsca mocowania paska do torby i przytwierdzamy rzepami. Proste i szybkie w użyciu, gdy nagle nadejdzie ulewa.
WEWNĄTRZ
Klapa umożliwiająca dostęp do środka torby otwiera się nietypowo, bo „od siebie”, a nie „do siebie”. Przed niekontrolowanym otwarciem jej w dół chronią dwa paski, po jednym z każdej strony. Można je odczepić, ale odradzam tego – łatwo zapomnieć, że klapa jest otwarta, i gdy tylko ją puścimy, otwiera się na oścież w dół, a z niedomkniętych kieszeni wszystkie szpeje lądują na ziemi. Te paski jednak są tam nie dla hecy.
Na klapie, od wewnętrznej strony, znajdują się dwie spore kieszenie zamykane zamkiem błyskawicznym. Nie będę się rozpisywał, co się mieści w tych wszystkich kieszeniach, bo wszystko widać na powyższych zdjęciach. Wyżej są trzy przegródki na karty pamięci, chronione przed wypadnięciem wszytą gumką, taką jak w majtkach ;) Na sztywnej wewnętrznej ściance po przeciwnej jest duża, ale płaska kieszeń, oraz dwie mniejsze, również płaskie. Wszystkie trzy zamykane są rzepami. Przydałyby się w nich jakieś przegródki na długopisy lub telefon, ale niczego takiego tam nie znajdziemy niestety. Są one jednak na tyle ciasne, że wszelkie drobiazgi można śmiało wrzucać do nich luzem.
Od góry mamy dostęp do głównej komory na sprzęt. Nie dzieje się tu wiele… Jest „studnia” mieszcząca lustrzankę z podpiętym obiektywem oraz dwie „półki” po obu stronach. Mogą one stanowić przestrzeń roboczą, na której można na chwilę odłożyć obiektyw, gdy akurat wyjmujemy lub podpinamy drugi albo miejsce na pasek aparatu. Można je też odchylić i mamy dostęp do przegródek pod spodem. „Półki” te mają wszyte rzepy, za pomocą których można je unieruchomić, gdy nie chcemy ich uchylać.
Najciekawsze jest jednak to, co kryje się za ścianką zamykającą „komorę ładunkową” od przodu. Można odsunąć znajdujące się po bokach zamki błyskawiczne i otworzyć tę ściankę, która sama w sobie tworzy drugą, wewnętrzną klapę. Mamy wtedy dostęp do wszystkich pozostałych przegródek w komorze od przodu. Takie rozwiązanie pozwala ciasno wypełnić przestrzeń w środku przy jednoczesnym łatwym dostępie do sprzętu. Zamiast wyciągać kolejne warstwy piętrowo ułożonych obiektywów w tradycyjnej torbie, tutaj po prostu otwieramy klapę i sięgamy do odpowiedniej przegródki – dla mnie bomba! A przegródek jest, jak widać sporo, a do tego jedna elastyczna przegródka-wąż, której można nadać dowolny kształt i przytwierdzić rzepami (najmniejsze modele chyba nie mają tego gadżetu). Fajnie sprawdza się jako „zawiniątko” dla mniejszych obiektywów. Poza tym w środkowej przegrodzie jest gruby i miękki „mostek” stabilizujący obiektyw przytwierdzony do korpusy oraz dwie taśmy, które zabezpieczają przed wypadnięciem zawartość najniższej przegródki (nie używam ich, założyłem je tylko do prezentacji). Nie musimy otwierać całej wewnętrznej klapy – wystarczy odsunąć zamek tylko z tej strony, do której chcemy się dostać. Podobnie jest z zewnętrzną klapą – jeśli chcemy mieć dostęp tylko do górnej części, nie ma potrzeby odsuwania zamka aż do samego dołu.
SYSTEM NOŚNY
Pasek jest szeroki i dość sztywny, na tyle, że nie skręca się, tylko ciągle pozostaje w prawidłowej pozycji. Sprawia wrażenie bardzo wytrzymałego. Jest na stałe przyszyty do torby grubymi szwami – nie można go odczepić, ale przynajmniej nie skrzypią i nie stukają w nim metalowe klamry. Posiada sprytny system regulacji długości za pomocą jednej dużej klamry – wystarczy ją odpiąć i mamy pełną dowolność regulacji. Poduszka naramienna nie jest szczególnie gruba, ale mimo to bardzo miękka (wykonana z neoprenu lub czegoś podobnego), szeroka i, przede wszystkim, długa. Jest na tyle długa, że sięga od piersi, aż do łopatki. W dodatku przy obu końcach rozszerza się jeszcze bardziej, zyskując większą powierzchnię, a przez to powodując mniejszy nacisk na obojczyk – bardzo istotna rzecz, jeśli nosimy torbę przewieszoną na ukos i przesuniętą do tyłu. Poduszka przesuwa się na pasku, nie za ciężko, ani nie za luźno. Przyznam szczerze, bez ściemy, że dawno nie nosiłem tak wygodnej torby. Nawet nie sądziłem, że noszenie torby w ogóle może być wygodne – raczej był to przymus, z uwagi na toporność plecaków, której nie lubię jeszcze bardziej, niż niewygody toreb. Po ostatnich doświadczeniach z Lowepro Classified, dzięki której po kilku godzinach łażenia załatwiłem sobie ból obojczyka na dwa tygodnie, po całym dniu noszenia Crumplera jestem wniebowzięty ;)
Torba oferuje też alternatywny sposób jej noszenia, upodobniając się do torby kurierskiej. Wystarczy skrócić pasek (dzięki klamrze zajmuje to kilka sekund) i rozwinąć cieńszy, stabilizujący pasek, a następnie przeprowadzić go wzdłuż tułowia po przekątnej i podpiąć do ucha ukrytego w specjalnej szczelinie po obu stronach dolnej tylnej części torby. W ten sposób przenosimy ciężar torby na plecy, tak jak w plecakach typu sling-shot. Patent oczywiście nie sprawdzi się w czasie hardcorowych wypraw rowerowych, ale spokojnie wystarczy do codziennego poruszania się po mieście. Jest to pierwsza torba, którą śmiało zabieram na rower jadąc do pracy, a po godzinach włóczę się z nią po mieście jak ze zwykłą naramienną torbą, by wieczorem znowu wskoczyć na rower i wrócić do domu. Poprzednie torby nie sprawdzały się do jazdy rowerem, a plecak nie sprawdza się w czasie spacerów po mieście. Teraz znalazłem złoty środek :)
Nie będę już się silił na żadne podsumowanie – każdy sam wyciągnie wnioski. Lubię tę torbę, nie ukrywam, co też może widać po nazbyt optymistycznym tonie tej recenzji ;) Postaram się jednak obiektywnie wypunktować plusy i minusy:
WALETY:
+ długa, szeroka i miękka poduszka naramienna
+ wygodna klamra do regulacji długości paska
+ dodatkowy pasek stabilizujący i możliwość noszenia torby na plecach
+ efektywne zagospodarowania przestrzeni w torbie
+ szybki dostęp do zawartości, nawet tej na samym dnie
+ budowa przypominająca skorupę
+ pokrowiec przeciwdeszczowy na rzepy
+ jakość wykonania
ZADY:
- brak kieszeni na laptopa
- brak kieszeni zewnętrznych
- brak pasków pod spodem i zabezpieczenia przed wilgocią od dołu
- toporny zamek błyskawiczny
- cena (około 450 zł)