Portra 160 to zdecydowanie mój ulubiony kolorowy film. Szczególnie sobie cenie wersje VC za pojechane kolory.
Wersja do druku
Portra 160 to zdecydowanie mój ulubiony kolorowy film. Szczególnie sobie cenie wersje VC za pojechane kolory.
Też lubię Portrę 160 . Dobry film choć drogi. Mi się podoba w wersji VC ( vivid color ).
Tu niestety ze skanowania w labie, a więc bez jakiejkolwiek możliwości wyciągnięcia maksimum z tego filmu.
Pozdrawiam
rumpel:arrow:
fajne zdjęcia. Jeszcze raz dzięki za 35 f/2, piękna sprawa :-)
Wczoraj taplałem się znowu z HP5+, dziś z Deltą 3200, wywoływaną w FX39.
Ciekawe, jak skany wyjdą. I odbitki :-) Jutro-pojutrze wrzucę.
PS. Cholerki dostaję z Kaiserem. Niby super-duper, a nawijam makaron po 5-6 razy... Dziś z Deltą pobiłem rekord - siedem podejść. Ześlizgiwał mi się film...
W czym problem? Przecież paluchy mam wrażliwe jako muzyk-praktyk :-) Kląłem na czym świat stoi. Macie doświadczenie z tym koreksem?
Pozdrawiam
Pat
Nie wiem jak z tym koreksem ale w dawnych czasach zalecano przetarcie rowków spirali koreksu ołówkiem (grafitem).Sam to stosowałem i pamietam,ze pomagało.Tez męczyłem sie czsami z nawijaniem filmu,a miałem zwykły polski koreks.
Dzięki :-)
Jutro spróbuję z ołóweczkiem
Pozdrawiam
Pat
Ja zawsze przed wkładaniem filmu, nożyczkami obcinałem go na równo i zaokrąglałem narożniki od tego czasu nigdy się nie ześlizgiwał. Pzdr.
Częś aparatów wywija filmy w drugą stronę i wepchnięcie takiego w koreks jest później wyczynem nie lada. Ja po wyjęciu filmu z aparatu przetrzymuję go ok. dwóch dni w kasecie. To na ogół pomaga.
Pozdr. :)
[1]. Robienie zdjęć na kliszy => robienie odbitek => skanowanie odbitek, by pokazać je światu = OK
[2]. Robienie zdjęć na kliszy => skanowanie po to, by mieć kopię zapasować = OK
[3]. Robienie zdjęć na kliszy => skanowanie po to, by pomachać suwakami i by mieć ładny obrazek do umieszczenia w internecie = nie OK.
To tak, jak picie (dobrego) wina z plastikowego kubka. Można, ale ile uroku gdzieś ulatuje.
Takie kategoryzowanie jest dla mnie trochę niebezpieczne, gdyż wprowadza ono pewne wartościowanie co jest lepsze, godniejsze .
Trzeba pamiętać, że obecnie jeśli oddamy do labu kolorowy film, to w 99% odbitka jaką dostaniemy jest wydrukiem z wcześniejszego skanu, przy którym laboludek kręci suwakami jak chce ( sam miałem kiedyś taką akcję - laboludek przyznał się , że sam zrobił korektę wg. własnego uznania, co wyszło gdy drugi raz szedłem po odbitkę tej samej klatki ).
No i pamiętać należy, że nie każdego może bawić moczenie się w ciemni, ale bawić go już może robienie zdjęć starym analogiem, co jest również magią samą w sobie.
Oczywistym jest, że najpełniej człowiek doświadcza fotografii analogowej, gdy sam przeprowadza proces otrzymywania odbitki od A do Z, ale żyjemy w czasach gdzie skaner i drukarka dają świetne efekty, toteż ja bym nie odmawiał ludziom, poprzestającym tylko na skanowaniu, sensu takiego fotografowania.
No bo w końcu pomijając frajdę jaką daje ciemnia - końcem końców najważniejszy i tak jest efekt końcowy, czyli fotografia/złapany kadr.
Pozdrawiam