Zamieszczone przez
Rafał Czarny
W świniobiciu brała udział dziewczynka, córka gospodarza. Chodzi do 4 klasy podstawówki tak samo jak moja Maja. Dziewczyna przez cały czas (prócz samego zabicia zwierzęcia) pomagała, nosiła wodę, przytrzymywała skórę zwierzęcia w czasie, kiedy tata siekierą rozpoławiał wiszącą świnię.
Najgorszy dla mnie moment oprócz samego zabicia świnie było rozcięcie brzucha i wyprucie flaków. Kiedy buchnęła para i przeraźliwy smród ostatkiem sił zapanowałem nad torsjami. Patrzyłem cały czas przez wizjer aparatu skupiony na kadrach, dzięki temu bodźce zewnętrze nie docierały do mnie bezpośrednio. Tak mam, kiedy robię zdjęcia wyłączam się zupełnie. 10-letniej dziewczynki to zupełnie nie ruszała.
Zastanawiam się, która reakcja jest bardziej "normalna" (cudzysłowu użyłem świadomie) - moje odruchy wymiotne czy spokojne podejście ludzi ze wsi do takich rzeczy.
Nie wiem.
ps. Ludzie, którzy urządzili świniobicie są bardzo zacni. Porządni, znam ich dobrze, bo to moi sąsiedzi.