Witaj ;)
Interesująco że tak powiem ;) Dzięki zdjęciom przeniesiemy się tam choć na chwilę ;)
Wersja do druku
Witaj ;)
Interesująco że tak powiem ;) Dzięki zdjęciom przeniesiemy się tam choć na chwilę ;)
Dzień jak codzień...
Centrum Bangkoku
Fajnie że już jesteś :)
Tematyka bombowa, preludium bardzo ciekawe... aż nie mogę doczekać się jutra :)
:grin:
żeby Ci od prostowania spać nie mogli :wink::grin::lol:
- pałac królewski Bangkok
Mnie się podoba klimat ujęcia z postu #3235. Mam wrażenie, że to pora deszczowa i zachwycam się mokrą kolorową, żyjącą ulicą.
Pozdrawiam
To prawda, pora deszczowa trwała w Bangkoku. Jak się okazało nie cała Tajlandia miała w tym czasie porę deszczową, ale o tym może potem...
Pierwszego dnia Bangkok przywitał nas deszczem.
Ten dzień mieliśmy przeznaczony na odpoczynek po podróży, ale szybko zmieniliśmy plany i poprosiliśmy przewodnika o spacer w typowych tajlandzkich dzielnicach. Zaczęlismy więc od dzielnicy.... chińskiej:mrgreen:
Całą wycieczkę zaplanowałam kilka miesięcy wcześniej. Mieliśmy wspaniałą polskojęzyczną przewodniczkę po tym uroczym kraju.
Dzielnica chińska przywitała nas podczas deszczu swym wyjątkowym klimatem. Gwar, ruch, mnogość produktów, straganów, światła, hałasy, zapachy.... nie do przekazania słowami...
Z jednej strony maksymalny rozgardiasz i bajzel, z drugiej jednak- wystarczająco czysto aby spożyć coś z jednego z wielu straganów z żywnością. Oczywiście stragany z pasikonikami, wędzonymi jelitami tudzież innymi niezidentyfikowanymi obiektami zdecydowanie nie były w naszym menu :wink:
Zaskoczyły mnie kształty i kolory owoców i warzyw których nie znałam, zdziwiła wielkość czereśni sprzedawanej w Tajlandii za niebagatelną sumę (kilogram około 30 zł). Rozważaliśmy z przewodniczką jak wykorzystać nasze relacje w celach handlowych :wink:
Pierwszą potrawę jaką zjedliśmy były tajskie naleśniki z bananem i mleczkiem kokosowym. Zakochaliśmy się od pierwszego kęsa (pomimo iż nie lubimy na słodko) i przez dwa tygodnie był to nasz regularny deser na podwieczorek.
Naleśniki są z zupełnie innego ciasta niż nasze.
Tajowie specjalną techniką rozbijają kulkę twardego ciasta i wielokrotnie odrywają ten placek uderzając nim w stół aby się powiększył. Potem smażą je na maśle waniliowym które ma intensywnie żółty kolor, na stalowych płytach pod którymi stoi butla gazowa.
Na sam koniec taki usmażony , złożony w kopertę naleśnik kroi się na "wagoniki" i polewa mlekiem kokosowym. Do papierowej tacki dostajemy kilka patyczków do nakłuwania wagoników i ....palce lizać.
Rozpisałam się o tych naleśnikach... ech...
Czesc!! Nie bede ukrywac, ze zazdroszcze Ci tej podrozy jak diabli :evil:
Myslalam ze wybieracie sie z Mackiem do Tajlandii dopiero w przyszlym roku a tu prosze - niespodzianka.
Nie katuj mnie dlugim oczekiwaniem na zdjecia z rynku na wodzie, poniewaz to miejsce to jedno z moich fotograficznych marzen.
Pozdrawiam :grin:
OK, na razie chyba dość zachowawczo podeszliście do tajskiej kuchni :-P
Ślinka cieknie... czekam niecierpliwie na to co dalej nam ukażesz