Przypomnialas mi tym kadrem najstraszniejsza przygode mojego zycia :)
Do tej pory mam ciary jak sobie przypomne :???:
Wersja do druku
Przypomnialas mi tym kadrem najstraszniejsza przygode mojego zycia :)
Do tej pory mam ciary jak sobie przypomne :???:
Przypomnij, przypomnij - my też chcemy mieć ciary:grin:
Bardzo fajne ostatnia zdjęcia z mostu ;)
Pozdrawiam
K@czy dawaj historyjkę! :cool:
Kiciusia żal, trzeba było pogonić psiarnię. :wink:
I tak sie bedziecie smiali, ale co mi tam- moze komus na przestroge sie przyda :)
Dawno, dawno temu....
No tak latek to mialem ze 15, moze nawet 17, nie pomne :)
Wiekszosc mojej rodziny zamieszkuje Warszawke i jej okolice i w wiekszosci tak sie podrozowalo pomiedzy nimi. Do tego stopnia czesto i gesto, ze droge z dworca W-wa Wschodnia - W-wa Wilenska smigalem sam od jakiego 10 roku zycia. Bazar Rozyckiego znalem jak swoja kieszen, a i w pozniejsyzm wieku zadna knajpa w tamtej okolicy nie byla mi straszna :)
Ktoregos razu pojechalem z moim chrzesnym wujem do rodzinki do Marek. A ze od dworca do nich trzeba bylo isc prawie poltorej godziny, to droga byla uciazliwa bardzo. W kazda strone.
Ktorejs pieknej nocy wychodzimy od ciotki i idziemy na dworzec-godzina juz byla pozna i ciemno- moze kolo polnocy, moze nawet pozniej. W sumie sam spacer zajmowal wiecej niz pociag jechal do Wolomina- gdzie odwiedzalem wujowstwo :)
No i chrzesny wymyslil, ze zna skrot- mozna zaoszczedzic z pol godziny. Przeskoczymy przez plotek i szybko smigniemy na skrot.
Kazal mi tylko jakiegos patyka sobie ulamac, jakby jakis pies sie krecil-zeby odgonic w razie czego.
Sam tez sobie cos tak wzial pod pache.
No i smigamy.
Plotek poszedl latwo. Pozniej tez wcale nie za trudno bylo. Ksiezyc lekko przeswiecal przez chmurki i od czasu do czasu widac nawet bylo okolice.
Przez chwile czulem sie nieswojo, bo mialem wrazenie, ze cos nas obserwuje. Ale szybko wytlumaczylem to sobie pozna pora i nieznajomoscia okolicy.
W pewnym miejscu doszlismy do zwezenia drogi- z jednej strony byla jakas druciana siatka wysoka na kilka metrow, a z drugiej jakis staw- droga cala szeroka na jakies dwa metry sie zrobila.
Przeszlismy zwawo przez ten przesmyk i nagle nadzialem sie na wyciagnieta w ciemnosci reke wujasa. Uslyszalem jeszcze "Ciiiii...." i zamarlem.
Przed nami zauwazylem kilka, pozniej kilkanascie par blyskajacych bialek.
Psy.
Pozniej znowu kilkanascie z tylu i z boku.
Najpierw jeden warknal, potem drugi, trzeci, itp, itd.
Dopoki ksiezyc byl za chmurka, dopoty mialem jakas nadzieje, ze to jakies kundelki i zaraz je przegonimy.
Ale jak ksiezyc wyskoczyl zza chmur, to z wujasem zrozumielismy, ze mamy przesrane.
Nie wiem, moze ze dwadziescia, moze trzydziesci roznego rodzaju wilczurow, bokserow i czort wie czego jeszcze zaczelo taniec wokol nas.
Popatrzylem na kijaszka, ktorego trzymalem w rece i prawie sie rozesmialem. Balem sie mrugnac, a co dopiero ruszyc reka z kijem.
Psy zaczely biegac z obnazonymi klami wokol nas i zblizac sie coraz bardziej.
Kilka metrow, 4, 3, 2 ....
Zupelnie nie tak jak w filmie- zycie nie przebieglo mi przed oczami, ale bylo mi zal, ze w taki sposob przyjdzie sie pozegnac z tym padolem -zagryziony przez stado kundli.
Czekalismy na pierwszy atak-wiadomo- potem sie rzuca cala wataha i potem pojdzie juz szybko.
Wujas powolutku przesunal sie miedzy mnie i najblizszego psa, ale i tak wiedzielismy, ze szans nie mamy zadnych- nie w szczerym polu. Moze gdybysmy dopadli tego stawu, to mielibysmy jakies szanse w walce w wodzie, ale psy pozwolily nam odejsc od niego na jakies 10 metrow- wystarczajaco, zeby sie zmiescic pomiedzy nas i staw i nas do niego spowrotem nie dopuscic.
No i pierwszy skoczyl. Wujas przylozyl mu w lab swoim dragalem, ale tamten nawet nie zaskomlal. Drugi probowal go zlapac za noge, ale dostal kopniaka. Zaczely biegac coraz szybciej i blizej. W sumie chyba jak wilki, chociaz wilkow z bliska w takiej sytuacji nie widzialem.
Widoku nie zapomne do konca zycia- blyskajace bialka i te wyszczerzone kly.
Zaczely skakac na wujasa a ja zamknalem oczy. Jeden zlapal mnie za nogawke. Wyszarpnalem noge i otworzylem oczy. Podnioslem tego swojego kijaszka i pomyslalem, ze bez walki mnie nie wezma :)
Rozdarlem jape w okrzyku i nagle........
Przerazliwy gwizd !!!
Psy stanely jak wryte- wszystkie.
Potem drugi gwizd i psy, jak jeden, zaczynaja uciekac gdzies w ciemnosc.
My nadal stoimy w wujasem w pozycji samuraja reumatyka z mieczem w reku.
Za chwile zobaczylismy slabe swiatlo latarki i ktos krzyczy: "Jest tam kto?"
No to my w nieboglosy: " TAAAAAAAAAAAAAKKKKKK !!!!!!"
Podszedl facet i oczow dostal wiekszych niz my mielismy.
Pyta sie co tu robimy i kto my jestesmy?
No to my historyjka o skrocie. Facet sie zlapal na glowe i mowi, ze gdyby mu sie siku nie zachcialo, to by nas bestie pozarly.
Otoz nalezy sie wam wyjasnienie. Mnie wtedy tez sie nalezalo :)
Wujas zaproponowal spacer przez zamkniety szpital psychiatryczny. Nie wiedzial, ze biegaja tam tacy "straznicy". Ktos mu kiedys cos mowil, ale wiadomo- Polak potrafi :)
Dziwne co prawda, te metody pilnowania pacjentow, ale jak nam ten "straznik" opowiedzial, co tam sie czasami wyrabia, to juz nie bylismy zaskoczeni, ze puszczja takie bydlaki luzem.
Czlowiek wytresowal te psy palka bejsbolowa, zarciem i gwizdkiem- sluchaly tylko jego. Jak sam mowil, nawet on nie byl, do konca bezpieczny z taka sfora i oczy mial z tylu glowy zawsze jak wychodzil z budynku.
Dal nam herbaty i odprowadzil do bramy proszac, zebysmy wiecej nie wpadali o takiej pozniej porze bez zapowiedzi :)
Ot i tyle.
Banalne, ale niezapomniane wrazenia :D
Do tej pory nie kumam, dlaczego opuscilem tamta sciezke z czystymi gaciami :)
PS
Przepraszam wlascicielke watku za ta przydluga historie i obiecuje, ze to sie wiecej nie powtorzy, ale w ostatnim zdjeicu zobaczylem druha w niedoli i nie moglem sie powstrzymac ;)
No, no, no :shock:
O rany... normalnie czyta się jak horror :shock:
Przykro mi, że moje zdjęcie obudziło demony. Z drugiej strony może to i dobrze? Może trzeba było okazji abyś to publicznie wyrzucił z siebie? ;)
Hm... może faktycznie powinnam była pomóc temu kotu... Tylko czy on sobie tego życzył? Może uraziłoby to jego kocią ambicję?
k@czy - masakra :shock: zawsze balem się psów, kiedyś jeden mnie użarł i tak mi zostało - kumpel się ze mnie śmieje, że nie mam podejścia :)
Kiedyś właśnie z nim udaliśmy się do klienta, weszliśmy na posesję, nie wiedząc że jest pies - na szczęście pierwszy znalazł Nas właściciel, uświadomił Nam, że dużo ryzykowaliśmy. Opowiedział jak jego pupilek - taki chudy, nie znam się na rasach, w każdym razie tresowany, w ostatnim dniu tresury, kiedy nauczyciel wychodził - dopadł mu do szyi ..
pzdro
Pozostaję w tematyce podwórkowo-zagrodowej.
"Kolacja we dwoje" i "Okołowiosenne rozterki dietowe" :D
No wiesz bufetowa, że fanką Twoją jestem więc reszta cała niech bierze na mnie poprawkę.... Ale ostatnia wrzuta (nazwana przeze mnia rosolowa)ma klajmat...bufetowy... wręcz rosołowy :mrgreen: