Bardzo to ciekawe co piszesz i pokazujesz. Z niecierpliwością czekam na więcej i więcej :)
Wersja do druku
Bardzo to ciekawe co piszesz i pokazujesz. Z niecierpliwością czekam na więcej i więcej :)
Interesujący opis, czekam na kolejną dawkę.
Panie i Panowie dobrnęliśmy do końca tej jakże długiej fotorelacji. Na koniec zostawiłem wszystko to co udało nam się zobaczyć po paru dniach czystego lenistwa czyli plażowania w bezsłonecznej lankijskiej krainie, w której jednak rtęć w termometrach sięga zenitu. Szkoda czasu, a ze udało mi się go trochę z wieczora wygospodarować, żona grzecznie śpi, nikt w około nie przeszkadza to aż żal byłoby nie opisać po raz ostatni bajecznej wyspy. To co chcieliśmy zobaczyć - zobaczyliśmy. Może jestem ignorantem, ale chyba dużo więcej na Sri Lance zobaczyć się nie da, więc pozostała jedynie najbliższa okolica miejsca naszego wypoczynku. Ruszamy do zwiedzania okolic Kalutary. Przeżyć dzien na Sri Lance i nie natknąć się na świątynie buddyjską - niemożliwe. Ale hola hola. Przecież na wyspie nie mieszkają jedynie sami buddyści. Jest tu także bardzo dużo hindusów ale i muzułmanów. O ile meczety są nam dobrze znane z wypraw do egiptu, wszelakich rejsach wzdłuż Nilu czy tureckiej przygodzie o tyle ze świątyniami hinduistycznymi do czynienia póki co na razie nie mieliśmy okazji...Autokar zatrzymuje się. Wysiadamy. Z zewnątrz świątynia niczego sobie. To co sie od razu rzuca w oczy to bogactwo wszelakich figurek którymi z zewnątrz świątynia jest praktycznie cała pokryta. A przedstawiają wszelakich bogów, ich niezliczoną liczbę, począwszy od tych błogosławiących, dobrych, gniewnych po bohaterów hinduskich - niejakiego króla małp o "x" dłoniach, który pomógł w odbiciu niejakiej pannicy - niestety imienia zapomniałem. Wchodzimy do środka. Oczywiście "butki" zostawiamy na zewnątrz. A w środku? Bród, smród, i ogólnie chlewnia. Z początku myśleliśmy - "cholera, źle trafiliśmy".. Ale nic bardziej mylnego. udało nam się zwiedzić jeszcze 2 inne świątynie i generalnie pod kątem czystości i zapachu były podobne. Sporo białych kafelków na ścianach. coś mi przypominają. Bingo! Dworzec Zachodni w Warszawie. Białe, lśniące, białe PRL-owskie kafelki.. W świątyni? co u diabła? No ale jednak.. Kafelki stanowią jedynie tło do figur bogów. Nie skłamałbym jeśli napisałbym plastelinowo - kamiennych bogów. Tak.. Zaiste figury bogów to nic innego jak szare kamienie którym doklejono oczy i ubrano w kolorowe fatałaszki. czujemy się z goła dziwnie. Obok jakiś Pan - chyba kapłan ale nie mnich - strasznie głośno wymawia jakąś modlitwę, potem śpiewa a potem dokonuje się jakiś rytuał. Nie za bardzo wiemy o co chodzi, po cichu, nie przeszkadzając przyglądamy się jedynie z boku. Wychodzimy z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony wreszcie coś nowego. Po świątyniach wypełnionych setkami takich samych figurek buddy wreszcie jakaś odmiana, ale czy miła? Trochę nie, bo stąpając gołymi stopami po ziemi cały czas się ma nieprzyjemne uczucie płynące zapewne z poczucia brudu. Masa jakiegoś jedzenia, odpadów, ogólnie rzecz ujmując śmieciowiska na podłodze.
https://forum.olympusclub.pl/konkurs...130_resize.jpg
https://forum.olympusclub.pl/konkurs...136_resize.jpg
---------- Post dodany o 01:20 ---------- Poprzedni post był o 01:08 ----------
Bardzo przyjemne wspomnienia mamy natomiast z około godzinnej wyprawy motorówką po rzecze Bentota. Pan który prowadził motorówkę co chwila się zatrzymywał aby pokazać nam egzotyczne zwierzęta od różnego gatunku ptaków poczynając na najdziwniejszych gadach kończąc. Początkowo wydało nam się to dziwne. Jakim cudem ten "gość" wypatruje te wszystkie zwierzaki. Zaczęliśmy nawet podejrzewać, iż mogą one nie być prawdziwe. Wystawiliśmy "Pana" sternika na prawdziwą próbę. Kazaliśmy mu nie odpływać tak długo dopóki zwierzak się nie ruszył.. Ruszył się. I każdy kolejny. Tomaszowa niewierność po raz kolejny została przygaszona.. Ciekawym przeżyciem było płynięcie przez gęstwinę roślinności mającej korzenie głęboko w rzece. chyba pierwszy raz czułem się tak egzotycznie robiąc uniki przed zewsząd zwisającymi lianami. Kto nie był, a planuje się wybrać na Sri Lankę - wyprawa po Bentocie - pozycja obowiązkowa.. Mieliśmy też możliwość potrzymania małego krokodyla. Co prawda nie umywa się on do tego, którego mieliśmy już kiedyś okazję trzymać w wiosce nubijskiej w Egipcie (duży i nafaszerowany Bóg sam raczy wiedzieć jakimi paskudztwami by nie zrobil turystom krzywdy), ale doznanie przyjemne. https://forum.olympusclub.pl/konkurs...m/PC151209.jpghttps://forum.olympusclub.pl/konkurs...241_resize.jpghttps://forum.olympusclub.pl/konkurs...m/PC151246.jpg
---------- Post dodany o 01:27 ---------- Poprzedni post był o 01:20 ----------
Następnie zajeżdżamy do wylęgarni żółwi. wylęgarnia jest zarazem niejako sierocińcem. Można tu zobaczyć zarówno kopce z jajami ( pod każdym kopcem spoczywa nawet kilkadziesiąt jaj żółwich), dopiero co wyklute żółwiątka (które trafią do oceanu po upływie 6-7 lat. kiedy bedą mogły same sobie już poradzić na wolności), dorosłe i dorodne okazy ale i kilka dotkniętych przez los zwierzaków. Przykro było nam patrzeć na niewidome okazy tych pięknych zwierząt czy te z porozcinanymi lub brakującymi kończynami. Prawdziwym okazem są natomiast żółwie albinosy. Niestety nie udało mi się zrobić przyzwoitego zdjęcia - wybaczcie.https://forum.olympusclub.pl/konkurs...281_resize.jpghttps://forum.olympusclub.pl/konkurs...292_resize.jpghttps://forum.olympusclub.pl/konkurs...296_resize.JPGhttps://forum.olympusclub.pl/konkurs...m/PC151312.JPG
---------- Post dodany o 01:33 ---------- Poprzedni post był o 01:27 ----------
W drodze do fabryki masek zatrzymujemy się w świątyni buddyjskiej, ale różniącej się zgola od tych, które do tej pory mieliśmy okazję oglądać. Różnica polegała na tym, iż ta była jakby z innej epoki, teraźniejsza, z lekka futurystyczna i bogatsza w różnorodne rzeźby ale i sceny, których wcześniej nie oglądaliśmy. Świątynia była też swoistym "miksem" zarówno buddyzmu jak i hinduizmu. dla każdego coś miłego. Docieramy do fabryki masek a zarazem także do muzeum. Ciekawe miejsce. To tu tworzą maski, sprzedawane w każdym zakątku wyspy, wieszane na gankach domostw w celu odpędzenia złych duchów. dwie z takich masek powędrowały z nami do stolicy do kącika pamiątek. Swoje kupilismy jednak w innym miejscu, głównie z racji na cenę - około 10 razy niżą..https://forum.olympusclub.pl/konkurs...m/PC151340.jpghttps://forum.olympusclub.pl/konkurs...325_resize.jpg
---------- Post dodany o 01:40 ---------- Poprzedni post był o 01:33 ----------
Swoją opowieść o Sri Lance zakończę raportem ze zwiedzenia Galle oraz portu rybackiego. W czasie ostatniego spotkania napiszę Wam także coś więcej o obyczajach na Sri Lance i wierzeniach. Mała uwaga na koniec. Ostatnio zauważyłem wielką nagonkę na podróżnika i dziennikarza Wojciecha Cejrowskiego za stwierdzenia, których się dopuścil w swoim ostatnim odcinku o buddyzmie. Byłoby wielką nieuczciwością, gdybym z tego miejsca nie wziął Pana Wojtka w obroną. Każda najmniejsza opinia zarówno o tym, że w Buddyzmie nie ma Boga czy, o modlitwach do demonów jest prawdziwa. nie raz zadawałem pytania Lankijczykom - do kogo się modlą? Komu składają dary, skoro Budda odszedł w otchłań osiagając stan para nirvany i nawet jego duch jest martwy. Za każdym razem słyszałem tę samą odpowiedź. Modlimy się do Buddy robiąc to z szacunku dla mistrza. Niejednokrotnie też słyszałem, że buddyzm to nie religia ale filozofia, co więcej nie wszystkie trybiki działają w niej tak dobrze jak w chrześcijaństwie, islamie czy judaizmie. Tu jest wiele niedopowiedzeń, wiele sprzeczności, niejasności i elementów, których sami buddyści nie potrafią wyjaśnić i sami się gubią. Także jeszcze raz na koniec. Wszystko co zostało powiedziane w ostatnim odcinku "Boso przez Świat" jest prawdą. nie odbierzcie tego jako reklamę. Po prostu oglądam ten program i nie jest fair, by ktoś obrażał człowieka i zarzucał mu nieprawdę bez względu na osobiste urazy. Pozdrawiam i do zobaczenia w ostatniej odsłonie opowieści o Sri Lance.
Wspaniała relacja, opis i fotki, wciągają jak świetny film.
Bardzo dziękuję za tą ogromną dawkę wiedzy.
Zdjecia i opisy dostarczyly nam ciekawych informacji o tak pieknych miejscach.
Spokojnie, została jeszcze jedna część ;)
Czyta się jak książkę. Naprawdę świetna relacja. :)
Witajcie ponownie:) Korzystając z chwili wolnego czasu zakończę wątek, z którym się już wspólnie zmagamy od dłuższego czasu. Na czym to skończyliśmy? Zerkam odrobinę wyżej i widzę maski, więc zapewne na ich fabryce i muzeum w jednej postaci :) to już na wstępie doklejam jedno zaległe zdjęcie. Maski kupicie wszędzie, bowiem są czymś co zgodnie z wierzeniami Lankijczyków chroni ich a raczej pozwala okiełznać złe duchy / demony. Takie maski wiesza się najczęściej przed wejściem do domu. My zwiedzając najpierw przeszliśmy się po fabryce, następnie po muzeum, by finalnie trafić do sklepu. Jeśli się powtarzam to wybaczcie proszę, ale z racji na fakt, że posty pisane są w dużych odstępach czasu nie zawsze pamiętam czy już Wam coś przekazywałem czy nie. W sklepie oczywiście masek kupować się nie opłacało, bo kilka razy tańsze można było znaleźć poza muzeum.Po spędzeniu kilku chwil pełnych zachwytu nad ręcznym rzemiosłem ruszyliśmy w dalszą drogę w stronę Galle. Na naszej trasie zatrzymujemy się na chwilę przy pomniku upamiętniającym około 40000 ofiar tsunami, które nawiedziło lankijską ziemie 26 grudnia 2004 roku.Zanim dojechaliśmy do głównego punktu naszej jednodniowej wyprawy mieliśmy jeszcze okazję zobaczyć duży pomnij Buddy na wodzie.Oczywiście przez cały czas podróży towarzyszyło nam niebo usłane chmurami, które dawno zapomniało już o tym jak wygląda słońce.
---------- Post dodany o 00:25 ---------- Poprzedni post był o 00:11 ----------
Od Galle dzieli nas już dosłownie kilka km. Zjeżdżamy z trasy aby odwiedzić jedną z z trzech na Sri Lance (a zarazem na świecie) kopalnię kamienia księżycowego. Księżycowego... tak zapewne nazwa brzmi dumnie i wzniośle ale kamień bynajmniej nieziemskiej urody nie jest. Ot oszlifowany, zaokrąglony, przyjemny dla oka i... tyle w tym temacie. Na uwagę zasługuje raczej fakt jego wydobycia. Każdego dnia w nieludzkich warunkach schodzą wgłąb ziemi i zanurzeni do połowy w wodzie zmieszanej z ziemnym mułem wydobywają drogocenne świecidełka. Zanim jednak rozpocznie się wydobycie kamieni mamy do czynienia z pracochłonnym procesem budowy kopalni. Drążenie w ziemi, zabezpieczanie drewnianymi balami ścian kopalni, wykładanie przestrzeni między balami liśćmi paproci - to wszystko poprzedza sam proces wydobycia. Kiedy już kamienie wraz z mułem zostaną wydobyte trafiają do osoby odpowiedzialnej za odsiewanie ich z zabrudzeń.https://forum.olympusclub.pl/konkurs...348_resize.jpghttps://forum.olympusclub.pl/konkurs...350_resize.jpg
---------- Post dodany o 01:00 ---------- Poprzedni post był o 00:25 ----------
26 grudnia 2004 roku... Ogromne masy wody wdzierają się przez mury miasteczka. Giną ludzie, zniszczony zostaje stadion do krykieta - ulubionej gry Lankijczyków. Ulicami płyną samochody, autobusy, całe budynki..Dzień klęski był zarazem pierwszym dniem, kiedy podjęto próbę odbudowy miasta - próbę, która okazała się niezwykle skuteczna. Historia tego miejsca zaczyna się wraz z rokiem 1505, kiedy to flota portugalska ścigając mauryjskie statki dobija do zatoki, która okazała się bramą do południa. Ciężko mi powiedzieć jaki związek ma ptactwo z nazwą miasta ale to podobno od "krzykliwych ptaszydeł" ochrzczono zastane miasto nazwą "Galle". Jak się jednak okazuje to zwykłe mity..Miasto jest dość zatłoczone - a przynajmniej taki było w czasie naszych odwiedzin. Bliskość dworców kolejowych i autobusowych daje ciekawy kontrakt.. Galle to czarująca, mała kolonialna osada. Szczególnie dobrze dają się tutaj widzieć wpływy kolonizacji holenderskiej. Udało się nam odwiedzić dawny protestancki holenderski kościół pełniący obecnie jedynie rolę muzealną. Mimo braku krzyża ciepłym akcentem był mały żłóbek w prawej nawie świątyni. Przypomniał nam o nadchodzących świętach, które miały się odbyć 2 dni po naszym powrocie. Ciekawą ozdobą są portugalskie, brytyjskie i holenderskie herby widniejące na ulicznych budynkach. Zwiedzamy muzeum.. i tu wielkie rozczarowanie. Jadąc tu mieliśmy nadzieję, że zobaczymy niezwykłe pamiątki kolonizacyjne, czytając przypisy poznamy ich historię, ale niestety nie.. "Muzeum" przypominało raczej magazyn rzeczy znalezionych. Przedmiot na przedmiocie, żadnych przypisów, wszędzie panujący brud, 2 gabloty na całe muzeum - jednym słowem jeden wielki chaos. Po 5 minutach mieliśmy wrażenie, że jesteśmy w piwnicy pełnej uszkodzonych gratów, których już nikt nie szanuje. Przechadzając się między nimi w stronę wyjścia zauważamy polską walutę. 100 polskich złotych, a obok generał na 50 i Koperniak na 1000 i kolejne.. Podsumowanie? Chaos i harmider przeplatany z kiczem.. Jeśli kiedyś odwiedzicie Galle nie traćcie czasu na tę graciarnie i lepiej poświęćcie więcej czasu na zatokę.
---------- Post dodany o 01:13 ---------- Poprzedni post był o 01:00 ----------
https://forum.olympusclub.pl/konkurs...m/PC151386.jpghttps://forum.olympusclub.pl/konkurs...m/PC151389.jpghttps://forum.olympusclub.pl/konkurs...m/PC151371.jpg
---------- Post dodany o 01:43 ---------- Poprzedni post był o 01:13 ----------
Wracając z naszej jednodniowej wyprawy zatrzymujemy się w porcie. Plaża jest bardzo zaśmiecona, pełno na niej papierów, plastiku i innego rodzaju zanieczyszczeń. Rybacy sprawiają wrażenie osób, z którymi całkowicie zawładnął arak. Czytając to może Wam się wydać, że to jakiś straszny obraz wołający o pomstę do nieba, że będąc w takiej sytuacji należalo by się jak najszybciej ulotnić z tego miejsca, ale taka właśnie jest lankijska rzeczywistość. Prawdziwe życie - to co naprawdę najciekawsze. Niektórzy rybacy resztkami "pijańskich" sił wpychają na brzeg statki, inni ostatni raz zapuszczają się na wody oceanu na ostatni połów. Statki są kolorowe, pstre. Prawie w każdym gniazdo stanowi plastikowe krzesełko ogrodowe, na którym zazwyczaj siedzicie wcinając grillowane jedzonko. Bardzo ciekawe, wręcz ekscytujące miejsce. wychodząc z portu zachęcają nas do zakupu ryby. Coś próbują mówić w swoim języku. To rzadkość. Zazwyczaj każdy Lankijczyk zna język angielski. Na szerokim materiale położonym na ziemi leży caly wachlarz przeróżnych ryb. Jednym słowem do wyboru - do koloru.https://forum.olympusclub.pl/konkurs...m/PC151401.jpghttps://forum.olympusclub.pl/konkurs...m/PC151413.jpghttps://forum.olympusclub.pl/konkurs...m/PC151419.jpghttps://forum.olympusclub.pl/konkurs...m/PC181491.jpghttps://forum.olympusclub.pl/konkurs...m/PC181494.jpg
---------- Post dodany o 01:57 ---------- Poprzedni post był o 01:43 ----------
Na koniec trochę wszechobecnej przyrody:)https://forum.olympusclub.pl/konkurs...m/PC161470.jpghttps://forum.olympusclub.pl/konkurs...m/PC191526.jpghttps://forum.olympusclub.pl/konkurs...m/PC191568.jpgW czasie naszych spotkań obiecałem, że napiszę Wam coś o okultyzmie na Sri Lance. Generalnie mieszkańcy wyspy wierzą w układ gwiazd i moc astrologów. Każda poważniejsza decyzja jest ustalana z astrologiem. Urząd astrologa na Sri Lance jest tu tak powszedni jak lekarz pierwszego kontaktu w Polsce:) Data zakupu domu, zakup samochodu, jego rodzaj, dzień zaślubin, weryfikacja poprawnego wyboru partnerki, wyjazd, etc.. wszystko to wyznaczają astrolodzy. Nawet jeśli oczekiwanie na odpowiednią datę wymagałoby lat cierpliwości - Lankijczyk poczeka. W czasie narodzin większość mieszkańców otrzymuje specjalne kamienie z kamieniami symbolizującymi planety czuwające i sprzyjające przez całe ich życie. Szukanie partnera również przechodzi przez astrologa. Wygląda to tak: rodzice poszukującego lub poszukującej dają ogłoszenie do pracy.. Że pozna jego lub ją z takiej a takiej kasty z takim a takim horoskopem. Następuję wymiana horoskopów (każdy Lankijczyk taki horoskop prywatny posiada - astrolog go sporządza w niu jego narodzin). Kiedy rodzice i jego i jej stwierdzą, że horoskopy całkiem nieźle do siebie pasują a i kasta pozwala na złączenie ze sobą młodych udają się do astrologa. On bacznym okiem specjalisty powie im prawdę i jego słowo najczęściej jest decydujące :) I tak to mniej więcej wygląda na Sri Lance :) Jedno wielkie astrologiczne wariactwo ale jakże dla nas ciekawe i interesujące. Jeśli macie jakieś pytania - zadawajcie. Postaram się na wszystkie odpowiedzieć. Dziękuję, że byliście tak dlugo i czytaliście moją relację. Jak już wspominałem 9 lutego wylatuję do Izraela. Jesli ten kierunek Was interesuję, też chętnie go opiszę o ile dojdzie to wycieczki, bo ostatnio słyszałem o jakiś rakietkach wędrujących na lini Izrael - Palestyna. Miejmy nadzieję, że będzie ok. Jeszcze raz dzięki Wam Wszystkim i mam nadzieję do zobaczenia:)
Fajnie sie czyta i oglada.