Robię zdjęcia bo...
- nie umiem malować a niektóre chwile godne są zatrzymania :grin:
- to magiczny moment jak słyszę klapnięcie lustra
- mogę później oglądać, przypominać sobie co widziałem, gdzie byłem
- bo mam aparat :-P
Wersja do druku
Robię zdjęcia bo...
- nie umiem malować a niektóre chwile godne są zatrzymania :grin:
- to magiczny moment jak słyszę klapnięcie lustra
- mogę później oglądać, przypominać sobie co widziałem, gdzie byłem
- bo mam aparat :-P
jako, że ostatnio jakiś marazm, niby dystymia mnie dopadła i fot nie robię, to warto było przebić się i chociaż przeczytać, czemu inni robią.
Polecam wszystkim meteopatom.
Bo coś trzeba w życiu robić. A ostatnio głównie po to aby pokazać innym to co widzę, oraz uszczęśliwić zdjęciem kogoś realizującego swoją pasję.
Po co? Sam nie wiem. :) A już wiem, chcę zrobić fajne zdjęcie robala i machnąć je na ściane w bardzo dużym formacie np 150 cm na dłuższym boku. Co prawda mógłbym ściągnąć zarąbiste makro z sieci, ale wtedy nie mógłbym powiedzieć - "To jest Robal na skalę naszych możliwości. Ty wiesz co my robimy tym Robalem? My otwieramy oczy niedowiarkom. Patrzcie - mówimy - to jest nasze, przez nas wykonane, i to nie jest nasze ostatnie słowo!"
Dlaczego? Lubię faktury(ale nie te do płacenia), Zaszronione szyby, liście itp. Niestety piękna tych zjawisk nie umiem oddać na zdjęciu, ale ćwiczę, jak mi się chce oczywiście.
Przyszedł taki czas w moim życiu że znudziły mnie już wieczne imprezy, dziwki, dragi i alkohol. Wiedziałem ze muszę znaleźć sobie jedno hobby, które to wszystko zastąpi i tak oto pojawiła się fotografia.
Trochę Ci się dziwię, fotografowanie jest kompatybilne z każdym hobby :-) (Nie dotyczy nałogowego onanizmu sprzętowego)
A ja foce bo wędkę zgubiłem.
Aparat leżał w domu, to wziąłem i sie bawię :)
Napiszę o kilku bodźcach początkowych, podstawowych, które skierowały mnie w stronę zdjęciowania wszystkiego co się rusza i nie rusza
1) Oglądanie fotografii rodzinnych. Od dziecka zastanawiało mnie jak takie coś się robi, no to zdjęcie. Ludzie nieprawdaż się ustawiają, nie ruszają się, a fotograf przy trójnogu coś tam wyjmuje, zakłada, narzuca chustę na głowę i wypowiada - UWAGA! i nastepnie - JUUUŻ. I oto jest obrazek. To mnie zafascynowało, zauroczyło, przede wszystkim kwestie techniczne i ich obsługa. Tajemnica jaka w tkwi w fotografowaniu.
2) Kiedyś po domach chodzili wędrowni fotografowie, którzy oferowali zdjęcia rodzinne, np. na ganku domu. Takiej procedurze zostałem poddany jako dziecko. Po iluś dniach fotograf przysłał gotowe zdjęcia. Oglądanie, wyrywanie sobie z rąk, pochwały, fochy - jestem niepodobna do siebie, partacz, itd. W tym momencie fotografia zaczeła mnie tak kręcić, że dodałem do swojego pierwszego marzenia, które było nastepujące:
a) Gdy będę duży, to kupię sobie skrzynkę pomarańcz i skrzynkę czekolady. Nic nie będe jadł, żadnych pomidorów, przebrzydłych śledzi, tylko czekoladę i pomarańcze będę wcinał na śniadanie, obiad i kolację.
marzenie drugie
b) Gdy będę duży, kupię sobie aparat fotograficzny i będę robił zdjęcia wszystkim i wszystkiemu. To będzie wspaniałe - o, tam idzie Wojtek Żeleźniak, a ja nie potrzebuję mu się przyglądać, bo mam go na zdjęciu i kiedy chcę mogę spojrzeć. O, tu krowa sąsiadów weszła w szkodę, trach zdjęcie i będzie krowa zarejestrowana w szkodzie. O jakie piękne czereśnie, idę po aparat, zrobię im zdjęcie. Itd. Będę panem czasu, będę zatrzymywał czas.
Będąc nieco większym, czyli mając tak gdzieś 18 - 20 lat, byłem posiadaczem modelu Smiena, który przeszedł chyba przez 5 rąk. Stale sie dziwiłem, że zdjęcia "wychodzą" nie takie jak chciałem. Fotografowane obiekty były przecież ładne i atrakcyjne - fontanna, jeż wśród traw, biegający pies owczarek, a na zdjęciach wychodziło zupełnie inaczej. To jakiś sabotaż, podrzucili mi wadliwy sprzęt. Takie tłumaczenia cisnęły mi się na usta.
Potrzebowałem gdzieś 5 - 10 lat, by wyjść z mentalności człowieka, którego oszukiwały aparaty fotograficzne, bo nie dostarczały tego, co on widział.
Dokonałem przełomu u samego siebie, gdy odkryłem światło jako jeden z kluczy do dobrego fotografowania. Prawie jednocześnie wszedłem w problem kompozycji. Fotografowanie, nadal całkowicie amatorskie, zaczęło obrastać rozmaitymi finezjami, o których człowiek nie miał przedtem zielonego pojęcia.
Dodam tylko, że bardzo długi był ten pierwszy etap, w którym kandydat na zaawansowanego amatora nosi w sobie nieodparte przekonanie, że to sprzęt robi zdjęcia i że im lepszy sprzęt tym lepsze zdjęcia będę wyjmował ze swoich maszynek.
Pzdr, TJ