Odwiedzając Lizbonę nie sposób nie wspomnieć o muzyce, którą można usłyszeć tylko w Portugalii, o fado.
Fado śpiewają w Lizbonie i w Coimbrze, nawet odróżnia się te dwie szkoły, fado w Coimbrze śpiewają tylko mężczyźni, w Lizbonie również kobiety.
Muzyka ta ponoć narodziła się jak amerykański blues, w biedzie i nędzy, w dokach i wśród niewolników.
Fado znaczy los, przeznaczenie.
Mówi i miłości i tęsknocie, o przemijaniu i nieuchronności losu, pełna jest smutku i melancholii. Fado to również czerń, jej wykonawcy ubierają się na czarno, mężczyźni w czarne garnitury i koszule, kobiety w dlugie suknie, często z narzuconym na ramiona szalem.
Dziś można usłyszeć ją w wielu lizbońskich lokalach, w Alfamie i Bairo Alto.
Śpiewana jest przy akompaniamencie dwóch, trzech gitar lub dwóch gitar i mandoliny.
Z moją lepszą połową doszliśmy do wniosku, że być w Lizbonie i nie posłuchać fado to jak być w Rzymie i papieża nie zobaczyć.
Co prawda w Rzymie rzeczywiście nam się nie powiodło i to dwukrotnie. Papież był w Castel Gandolfo lub gdzieś indziej.
W Lizbonie za to jest więcej śpiewaków fado niż tylko jeden więc byliśmy dobrej myśli.
Wybraliśmy się na ten wieczór w formie zorganizowanej czyli była to wycieczka z przewodniczką, zamówiony lokal i większa grupa. I niestety, to był błąd ale o tym potem.
Podjechaliśmy autobusem do Bairo Alto, to jedna z najstarszych i chyba najbardziej urokliwa dzielnica Lizbony. Ciągle jest do góry albo w dół a uliczki były w wielu miejscach niewiele szersze niż wiozący nas autobus. Lokal nazywa się Café Luso i ponoć śpiewała w nim nawet legenda fado, Amalia Rodrigues. Mieści się własnie w takiej, wąziutkiej, biegnącej pod kątem chyba ze 30 stopni, uliczce. Okazał się być całkiem przyjemny jednak od razu po wejściu prysnęła myśl o kameralnej atmosferze. Stoły zestawiono w trzy długie rzędy i oprócz naszej grupy zmieścili się tam jeszcze, nie mniej liczni, Hiszpanie.
Nieodparcie kojarzyło mi się to z weselem w remizie i dwoma obozami weselnych gości ;)
Na szczęście podana kolacja i egzotyczna i nastrojowa muzyka szybko zdecydowanie poprawiły nastroje. Zwłaszcza, że całkiem niezłe porto było w cenie imprezy ;)
Miejsca też udało mi się trafić całkiem niezłe, z boku i blisko małej sceny.
Tak naprawdę występowało czworo śpiewaków, dwie kobiety i dwaj mężczyźni. Śpiewali na przemian a ich występy przedzielane były pokazami tańca małego zespołu w regionalnych strojach.
http://img220.imagevenue.com/loc452/..._122_452lo.jpghttp://img24.imagevenue.com/loc1032/...122_1032lo.jpghttp://img126.imagevenue.com/loc1009...122_1009lo.jpghttp://img106.imagevenue.com/loc684/..._122_684lo.jpghttp://img204.imagevenue.com/loc148/..._122_148lo.jpg
Śpiewaczki były niezłe, brzmiały przyjemnie chociaż bardzo, bardzo smutno. Niestety, to tylko wrażenie oparte na melodii i brzmieniu bo co one tam śpiewały mogliśmy się tylko domyślać.
Jednak to mężczyźni zrobili największe wrażenie na zebranej w lokalu publiczności. Ich glosy były naprawdę dobre a pieśni w ich wykonaniu brzmiały tak, jakby tę muzykę stworzono specjalnie po to, żeby wykonywali ją faceci.
http://img188.imagevenue.com/loc258/..._122_258lo.jpghttp://img42.imagevenue.com/loc812/t..._122_812lo.jpghttp://img190.imagevenue.com/loc437/..._122_437lo.jpghttp://img202.imagevenue.com/loc149/..._122_149lo.jpg
Akompaniament był bardzo dobry, były dwie gitary i mandolina. To ona właśnie i grający na niej starszy pan z kucykiem były najciekawsze. Facet wkładał w grę duszę i oprócz akompaniowania popisał się kilkoma świetnymi solówkami.
W sumie wieczór uznaliśmy zgodnie za bardzo udany chociaż na początku zapowiadał się nienajlepiej.
Jednak gdybyśmy mieli okazję jeszcze kiedyś gościć w Lizbonie to na pewno wybralibyśmy się na podobny wieczór samodzielnie.
PS
Ten wątek to niby „Ocena zdjęć” ale tych kilku fotek, które tu wstawiłem, nie traktujcie zbyt surowo :)
Chciałem tylko zilustrować imprezę a nie miałem tam w ogóle możliwości zmiany miejsca do fotografowania ani też (podlany lekko porto) specjalnego do tego zapału ;)

