pat.p
7.10.10, 11:57
Z uporem maniaka...
Tym razem - zobaczcie postać, której życie było tak samo magiczne, jak zdjęcia, które robił. Albo jeszcze bardziej.
W dzieciństwie wróżono mu, że skończy na szubienicy, albo - jeśli los się uśmiechnie - zostanie pastuchem. Nie ma jak wsparcie najbliższego środowiska...
Urodził się w 1876 roku w Kolinie, więc nie ominęła go wojna - na froncie włoskim w 1916 roku stracił prawą rękę. Zanosiło się na to, że resztę życia spędzi jako sprzedawca w kiosku z papierosami (tak kończyła większość weteranów), ale na szczęście i ten scenariusz los odłożył do szuflady. Zamiast ciepłej posadki kioskarza Sudek wybrał fach fotografa, w krótkim czasie zyskując renomę i uznanie w Pradze. Sławę przyniosły mu zdjęcia dokumentujące remont Katedry Św. Wita - "zaczarował" w nich tajemnicę, harmonię światła, które rzeźbiło w unoszącym się pyle zupełnie niesamowite twory, zdemontowane, jakby zagubione czy zamyślone rzeźby, czekające na znalezienie swojego miejsca, dechy, rusztowania, narzędzia... Stworzył równoległą rzeczywistość, w której przedmioty, elementy nieożywione, martwe, zaczynały nagle istnieć, znaczyć. Nie da się tego opisać...
Cykle martwych natur, czy słynne "Widoki z okna mojej pracowni" były chyba najsilniejszym akordem Sudkowej symfonii obrazów. W ogóle ze świata wizualnego Sudka silnie wybrzmiewa muzyka - bez niej nie było dla niego sensu tworzenia zdjęć.
"If you take photography seriously you must also get interested in another art form. For me it's music. This listening to music shows up in my work like a reflection in a mirror. I relax and the world looks less unpleasant, and I can see that all around there is a beauty, such as music." (z eseju Anny Farovej zamieszczonego w albumie Josef Sudek. Poet of Prague Nowy Jork, 1990).
http://www.google.pl/images?q=josef+sudek&oe=utf-8&rls=org.mozilla:pl:official&client=firefox-a&um=1&ie=UTF-8&source=univ&ei=dpOtTKCkDMzpOcLy0dQF&sa=X&oi=image_result_group&ct=title&resnum=1&ved=0CCwQsAQwAA&biw=1024&bih=587
Pozdrawiam
Pat
Tym razem - zobaczcie postać, której życie było tak samo magiczne, jak zdjęcia, które robił. Albo jeszcze bardziej.
W dzieciństwie wróżono mu, że skończy na szubienicy, albo - jeśli los się uśmiechnie - zostanie pastuchem. Nie ma jak wsparcie najbliższego środowiska...
Urodził się w 1876 roku w Kolinie, więc nie ominęła go wojna - na froncie włoskim w 1916 roku stracił prawą rękę. Zanosiło się na to, że resztę życia spędzi jako sprzedawca w kiosku z papierosami (tak kończyła większość weteranów), ale na szczęście i ten scenariusz los odłożył do szuflady. Zamiast ciepłej posadki kioskarza Sudek wybrał fach fotografa, w krótkim czasie zyskując renomę i uznanie w Pradze. Sławę przyniosły mu zdjęcia dokumentujące remont Katedry Św. Wita - "zaczarował" w nich tajemnicę, harmonię światła, które rzeźbiło w unoszącym się pyle zupełnie niesamowite twory, zdemontowane, jakby zagubione czy zamyślone rzeźby, czekające na znalezienie swojego miejsca, dechy, rusztowania, narzędzia... Stworzył równoległą rzeczywistość, w której przedmioty, elementy nieożywione, martwe, zaczynały nagle istnieć, znaczyć. Nie da się tego opisać...
Cykle martwych natur, czy słynne "Widoki z okna mojej pracowni" były chyba najsilniejszym akordem Sudkowej symfonii obrazów. W ogóle ze świata wizualnego Sudka silnie wybrzmiewa muzyka - bez niej nie było dla niego sensu tworzenia zdjęć.
"If you take photography seriously you must also get interested in another art form. For me it's music. This listening to music shows up in my work like a reflection in a mirror. I relax and the world looks less unpleasant, and I can see that all around there is a beauty, such as music." (z eseju Anny Farovej zamieszczonego w albumie Josef Sudek. Poet of Prague Nowy Jork, 1990).
http://www.google.pl/images?q=josef+sudek&oe=utf-8&rls=org.mozilla:pl:official&client=firefox-a&um=1&ie=UTF-8&source=univ&ei=dpOtTKCkDMzpOcLy0dQF&sa=X&oi=image_result_group&ct=title&resnum=1&ved=0CCwQsAQwAA&biw=1024&bih=587
Pozdrawiam
Pat