Cally_01
5.04.10, 18:01
Cześć wszystkim
Jesteśmy (ja i moja druga połowa) właścicielami aparaciku typu idiotenkamera marki Olympus FE-280. Żaden to powód do chwalenia się, bo to żaden wypas przecież, ale po ostatnich przejściach jesteśmy pewni, że jeżeli będziemy kiedykolwiek kupować aparat foto, to na pewno nie kupimy innej marki...
Aparacik przeżył zadeptanie przez niezliczoną ilość osób na imprezie masowej - w stanie włączonym (z wysuniętym obiektywem) wypadł z ręki i spadł na kostkę brukową. Cudem odnaleziony po jakimś czasie, został - bardziej z ciekawości, bo już spisany na straty, rozebrany i... naprawiony!! Domowymi metodami :)
Niedawno moja druga połowa, robiąc pranie wrzuciła do pralki jedną ze swoich torebek. Jak można się domyślić, w jednej z kieszeni był nasz aparacik. Półtoragodzinnego ataku detergentów nie przeżyje żaden sprzęt elektroniczny...
Pożegnaliśmy się więc z nim, jednak jakimś zrządzeniem losu aparat nie wylądował od razu w koszu. Dzisiaj rano, jakiś miesiąc po zdarzeniu wpadł mi w ręce. Odruchowo wcisnąłem "power".
I prawie dostałem zawału - aparat zmartwychwstał.
Wszystko działa!!
Z zewnątrz - obraz nędzy i rozpaczy, poodzierany lakier (aparat wypadł z kieszeni i "prał się" luzem, ale technicznie - nówka sztuka!
jestem na tym forum po raz pierwszy i prawdopodobnie ostatni, ale uznałem że warto wam o tym opowiedzieć :)
pozdrawiam wszystkich :)
Jesteśmy (ja i moja druga połowa) właścicielami aparaciku typu idiotenkamera marki Olympus FE-280. Żaden to powód do chwalenia się, bo to żaden wypas przecież, ale po ostatnich przejściach jesteśmy pewni, że jeżeli będziemy kiedykolwiek kupować aparat foto, to na pewno nie kupimy innej marki...
Aparacik przeżył zadeptanie przez niezliczoną ilość osób na imprezie masowej - w stanie włączonym (z wysuniętym obiektywem) wypadł z ręki i spadł na kostkę brukową. Cudem odnaleziony po jakimś czasie, został - bardziej z ciekawości, bo już spisany na straty, rozebrany i... naprawiony!! Domowymi metodami :)
Niedawno moja druga połowa, robiąc pranie wrzuciła do pralki jedną ze swoich torebek. Jak można się domyślić, w jednej z kieszeni był nasz aparacik. Półtoragodzinnego ataku detergentów nie przeżyje żaden sprzęt elektroniczny...
Pożegnaliśmy się więc z nim, jednak jakimś zrządzeniem losu aparat nie wylądował od razu w koszu. Dzisiaj rano, jakiś miesiąc po zdarzeniu wpadł mi w ręce. Odruchowo wcisnąłem "power".
I prawie dostałem zawału - aparat zmartwychwstał.
Wszystko działa!!
Z zewnątrz - obraz nędzy i rozpaczy, poodzierany lakier (aparat wypadł z kieszeni i "prał się" luzem, ale technicznie - nówka sztuka!
jestem na tym forum po raz pierwszy i prawdopodobnie ostatni, ale uznałem że warto wam o tym opowiedzieć :)
pozdrawiam wszystkich :)