Lech am Arlberg to małe miasteczko w kraju związkowym Vorarlberg. Sama nazwa Arlberg pochodzi od nazwy przełęczy, która ma kluczowe znaczenie w komunikacji. Miasteczko założyli przybysze z obszaru Szwajcarii Walserowie na przełomie 13/14 wieku. Początkowo nazywało Tannberg am Lech bo leżało na rzeką Lech ale nazwa uległa uproszczeniu. Kiedyś prezentowałem zdjęcia z innego obszaru w Austrii Kleinwalsertal, gdzie ci przybysze zadomowili na dobre nie czując się ani Austriakami ani Niemcami. To obok tyle że można dostać albo przez góry albo naokoło autem ok. 200km przez Niemcy.
Główna różnica dla mnie pomiędzy Alpami i naszymi górami w których bywam to otwarta przestrzeń, mniej ludzi ale za to mnóstwo krów i zasieków. Podejrzewam, że to właśnie krowom zawdzięcza się, że drzewa nie zakrywają wszystkiego tak jak to miejsce w np. Gorcach. Niedogodnością jest przechodzenie przez ogrodzenia z drutu kolczastego lub pod napięciem. Dla pieszych to może nie problem bo są bramki ale czasami te bramki są wąskie i trzeba się nagimnastykować by przenieś rower.
W hołdzie dla wszędobylskich krów zacznę od nich
Tu widać akumulator podpięty do płotu
...czochrający się cielak
Kiepsko widać ale krowa z lewej liże taśmę pod napięciem. Taka taśma naprawdę kopie. Sprawdziłem to dokładnie na sobie kiedy ją przekraczałem.
Tu z kolei krowy leżą pod taśmą a taśma łagodnie masuje je prądem po karku
Krowy są ciekawskie i lubią podchodzić
Ta przypominająca polską jest raczej rzadko spotykana
Na koniec coś mnie zszokowało. Włochate krowy. Co gorsza z rogami i z dużą ilością byków w stadzie.
Jakoś nie czułem się zbyt pewnie oddzielony samą taśmą od byków. Na szczęście młodsze byki raczej interesowały się próbami prokreacji
....a czarny byk alfa z przodu tylko wsuwał trawę.