Postanowiliśmy skorzystać z zaproszenia do odwiedzenia Maroka w końcu zimy 2013 roku po anonsie o zbieraniu grupy chętnych przez Jacka_Zi, z ktorym byliśmy poprzednią wiosną w Toskanii.
Miało być po kolei - większość uczestników tej wyprawy była z południa Polski, ale z braku rozsądnych i ekonomicznych połączeń lotniczych z Polski wylatywaliśmy z Berlina. O ile dojazd do lotniska był długi i zimowy cały lot nad gęstymi chmurami, Marakesh powitał nas zachodem słońca. I tutaj było pierwsze moje zaskoczenie na tej wyprawie - podczas podchodzenia do lądowania, zobaczyłem z góry dziwne płoty na polach z budulca o barwie ogrodzonych działek i brązowo-czerwoną ziemię, z niewielka ilością zieleni. A potem brunatne miasto o architekturze odmiennej od tej do któtej jestem przyzwyczajony na codzień.
Trzy pierwsze fotki z okna samolotu:
1.
2.
3.
Potem krótka odprawa paszportowa z wypełnianiem druków wizowych przeciągająca się nieznośnie, prowadzona na dwa okienka i odbior bagaży , szukanie wózków na walizy i inne toboły i wreszcie "nasza przewodniczka" i "nasz samochod"
4.Szybka fotka po oddaniu wózka bagażowego na budynek lotniska cudnej urody zresztą:
5.Grupa zapakowana - pierwsze instrukcje:
6.Tranport naszych klamotów i maneli do Riadu: