Z moich dotychczasowych doświadczeń wynika, że 180-ka startuje sensownie, gdy przy ziemi (ok. 2 m n.p.g.) mam stały wiatr w granicach 2-3 m/s. To wystarcza do startu nawet z krótką linką. Jak wieje słabiej, albo muszę "wyskoczyć" latawcem ponad przeszkodę terenową (np. drzewa w parku), to długo rozwinięta linka i szybki bieg są niezbędne. Jak już wystartuję i latawiec nie opada, to wiem, że zadziała logarytmiczny profil wiatru i z każdym metrem wysokości powinno być lepiej. Trzeba oczywiście brać pod uwagę szorstkość otoczenia, bo to powoduje zawirowania i turbulentny przepływ powietrza i można wtedy dostać podmuchy z przedziwnych kierunków... Podczepienie aparatu wymaga stałego wiatru wyżej, zapewne w granicach 5-6 m/s. Masz rację, że w gorszych warunkach (słabym wietrze) udaje się co prawda posłać latawiec w górę, ale o fotografowaniu raczej można zapomnieć.
Zdarzyło mi się startować przy mocniejszym wietrze (na dole było 3-4 m/s). Początkowo było całkiem przyjemnie, ale jak latawiec poszedł w górę na 100-120 m n.p.g., to kolejne wydarzenia to była "walka o życie" i o to, by bezpiecznie wrócić nie utraciwszy sprzętu. Wierzę więc, że 350-ka potrafi swobodnie przeciągnąć operatora (lub kilku) po ziemi... Nie miałem okazji latać jeszcze nad morzem - wszystkie dotychczasowe loty wykonywałem we Wrocławiu, gdzie przepływ powietrza do 150 m jest jednak modyfikowany przez szorstkość powierzchni, co paradoksalnie ułatwia zadanie.