Puściłem dzisiaj rano linka do ciekawego artykułu, ale admin mi go przeniósł do forum "Bardzo ciekawe strony www". Nawet nie wiedziałem, że takie istnieje
Ponieważ subiektywnie uważam, że poruszane tam sprawy zasługują na szerszą uwagę użytkowników E systemu, zaczynam ten wątek po raz drugi, tym razem w rozszerzonej formie, bo nie wszyscy mają chęć klikać na podpowiedziane linki. Mam nadzieję, że Jeronimo mnie z nim nie wygoni...
Co jest według Ciebie największym zagrożeniem dla sprzętu fotograficznego?
Zdecydowanie największymi problemami są kurz i wilgoć, choć trudno określić co jest większym zagrożeniem, bo oba problemy wytwarzają pewien zakres wyzwań, wymagających innego przygotowania. Kiedy podróż przebiega w terenach pustynnych lub przy podejściu pod duże góry, gdzie są duże ilości rumoszu skalnego, trzeba przygotować się na walkę z kurzem. Z kolei przy dużych skokach temperatur dużym problemem jest wilgoć i kondensacja. Mamy też problem z wilgocią przy wszystkich eskapadach wodnych, takich jak rafting.
Zacznijmy od wilgoci. Jakie stosujesz zabezpieczenia?
Przede wszystkim należy przestrzegać kilku podstawowych zasad. Nie można robić zdjęć sprzętem, który jest zziębnięty w otoczeniu cieplejszym ponieważ wilgoć się skondensuje na optyce i elektronice. Jeśli wyjmiemy sprzęt z zimnej torby do namiotu świeżo zagrzanego przez pierwsze promienie słońca i od razu zaczniemy robić fotografować, to zdjęcia będą albo zamazane z powodu kondensacji na soczewkach albo nie wyjdą wcale.
Ciągła kondensacja to wielki problem, szczególnie na długiej wyprawie. Wiosną ubiegłego roku byłem z Piotrem Pustelnikiem na dwumiesięcznej wyprawie na południową ścianę Anapurmy, gdzie skoki temperatury w ciągu doby sięgały 70 stopni, od -20° do +50°. Dodajmy, że temperatura zmieniała się drastycznie w ciągu 2 godzin, zatem problem był poważny. Można zabezpieczać aparat przed zmianami temperatur pamiętając o pewnych zasadach, ale jeśli problem występuje codziennie, przez niemal dwa miesiące, to wilgoć jest prawdziwym wrogiem.
Co możemy zrobić jeśli wilgoć dostała się już do środka?
Na pewno trzeba zabrać ze sobą duże ilości hermetycznie zapakowanego żelu krzemikowego (silica gel), które ma silne właściwości hydroskopijne. Warto pamiętać także o dużej ilości jednorazowych worków na śmieci, nie tylko po to, żeby zabezpieczyć sprzęt w newralgicznych momentach (poranna zmiana temperatur, nagły opad deszczu monsunowego, rafting), ale także po to, żeby go wysuszyć. Stanowczo odradzam suszenie aparatu na słońcu czy na piecyku. Bezpiecznym sposobem jest szczelne opakowanie aparatu w dwa plastikowe worki z substancją silnie higroskopijną w środku.
Jeśli w gardłowej sytuacji nie mamy silikżelu, można zrobić tak, jak zrobiłem na moim pierwszym raftingu w 1994 roku, kiedy to podtopiłem mojego Nikona F90. Jak tylko dotarłem do miasta, kupiłem kilogram soli kamiennej w sklepie i wyprażyłem ją w kuchni hotelowej. Jak tylko trochę przestygła przesypałem ją do płuciennego woreczka, aparat wsadziłem do cienkiego woreczka też z tkaniny i wszystko to zostawiłem w plastikowej torbie na noc. Następnego dnia robiłem zdjęcia aparatem, z którego dzień wcześniej wylewałem wodę!
Jak zabezpieczasz się przy niskich temperaturach?
Niska temperatura nie jest wielkim wyzwaniem dla aparatów cyfrowych. Kiedyś mróz dostarczał znacznie większych problemów, chociażby w postaci sztywnienia filmu. Choć z pewnością przy siarczystych, syberyjskich mrozach możemy mieć problem z wydajnością baterii, która spada poniżej temperatury -20°C. W takich sytuacjach zawsze noszę zapasową baterię w ciepłym miejscu, blisko ciała. Trzeba pamiętać też o sztywniejących elementach plastikowych, które przy dużym mrozie po prostu łatwiej złamać. Wydaje mi się, że nowoczesne lustrzanki cyfrowe (mówię tu o uszczelnionych modelach z wyższej półki) dostarczają mniej problemów niż lustrzanki analogowe. Zamknięta na sztywno puszka aparatu, bez otwieranej części na film jest dużo mniej podatna na wpływ wilgoci. Dużo większym problemem w przypadku cyfry jest kurz. Problem z zabrudzoną matrycą jest o wiele większy niż z zabrudzonym filmem. Film po prostu się przesuwał i można było zmarnować jedną lub dwie klatki. Kurz, który przykleja się na matrycy zostaje nam na stałe, jest widoczny na zdjęciach, a niekoniecznie widoczne na wglądówkach, które oglądamy na wyświetlaczu. Po powrocie okazuje się ze mamy dużo retuszu. W aparatach analogowych łatwiej było także otworzyć migawkę i przedmuchać cały tor optyczny, kiedy znalazło się jakieś zabrudzenie.
Jak zabezpieczać się przed kurzem?
Najważniejsza zasada: uważać na sprzęt i minimalizować ryzyko. Zatem warto pomyśleć o dodatkowych zabezpieczeniach - np. nakładać worek na body z otworem na obiektyw, zabezpieczony dodatkowo gumką. Przez folię mamy dostęp do przycisków, ale w dużym stopniu zabezpieczamy korpus. Po drugie zabezpieczać optykę. Po 2-3 latach nieużywania filtrów neutralnych (UV), powróciłem do tej zasady, i teraz zdejmuję je tylko do sesji w warunkach studyjnych lub wtedy gdy jestem w 100% pewny, że jest bezpiecznie. Ponadto stale używam osłon przeciwsłonecznych, które chronią dodatkowo soczewkę, dzięki czemu mniej kurzu dostaje się na przód obiektywu, a już na pewno zabezpieczają przód obiektywu przed uszkodzeniem mechanicznym czy kropelkami wody (np. z deszczu).
Więcej, między innymi o kradzieży sprzętu, na http://www.fotopolis.pl/index.php?n=4175