Temat umieszczam w HydeParku, bo wydaje mi się, że to najlepsze miejsce do takiej luźnej dyskusji o fotografii.
Niemniej jednak liczę, że rzeczową dyskusję popartą faktami i waszymi doświadczeniami.
Ok, więc do rzeczy.
Kupując aparat przeczytałem mnóstwo opisów, recenzji, testów, opinii, komentarzy itp. Z całej tej lektury wyłonił mi się pewien dość ciekawy obraz i ogólna opinia o m4/3.
Otóż zazwyczaj przeważały głosy mówiące, że aparaty z m4/3 w zasadzie do niczego się nie nadają, to tylko taka zabawka dla amatorów, do pracy zawodowej to generalnie wstyd tego używać, aparaty bardzo drogie, obiektywy jeszcze droższe, słaba głębia ostrości itd (sami pewnie wiecie co piszą i myślą ludzie).
Natomiast z drugiej strony aparaty z matrycą APS-C uchodzą za takie już bardzo dobre i w zasadzie profesjonalne, a różnicy w stosunku do FF wielkiej nie ma i spokojnie dadzą sobie radę w każdej sytuacji.
FF to wiadomo inna liga, ale też inne ceny więc tutaj kończymy dywagacje.
Teraz to co mnie zastanawia to czysta matematyka.
FF ma powierzchnię matrycy 8,6 cm2
APS-C ma powierzchnię matrycy 3,73cm2
4/3 ma powierzchnię matrycy 2,25cm2
Z prostego rachunku wynika, że APS-C jest do FF mniejsza 2,31 raza.
Natomiast 4/3 jest mniejsza od APS-C 1,66 raza.
Czyli bezwartościowa różnica w wielkości pomiędzy APS-C a FF jest znacznie większa niż różnica pomiędzy 4/3 a APS-C.
Moje pytanie brzmi, dlaczego 4/3 uchodzi za zdecydowanie zbyt małą matrycę, zaś APS-C uchodzi za matrycę zdecydowanie wystarczającą?