Akumulatory są produkowane w dość nie skomplikowany sposób, prasa tłoczy pojemniki, inna maszyna tnie specjalny papier na separatory, jeszcze inna robi elektrody a inna miesza elektrolit.
Na linii produkcyjnej do pojemników wkładana jest elektroda, separator i wypełniana jest elektrolitem. Następnie prasa szczelnie zamyka pojemnik i akumulator jest gotowy.
Trafiają one do "dojrzewalni" na okres ok. tygodnia. Po tym czasie trafiają na linię testową, gdzie każde ogniwo jest testowane. Jeśli ma określone parametry jedzie dalej i jest pakowane w obudowy zgodne z zamówieniem klienta.
Ogniwa, które nie przeszły testu, bo ich parametry odbiegały od norm są pakowane w kartony po kilkaset szt. i sprzedawane tym producentom, którzy mają jakieś dziwne kosmiczne nazwy i udaje się in wykrzesać z tych
niepełnowartościowych ogniw kosmiczne pojemności. Może się w nich trafić ogniwo o całkiem niezłych parametrach, ale w większości mają one zdecydowanie mniejszą pojemność.
Co do ładowania, faktycznie nowe ogniwa nie są fabrycznie ładowane. Po zakupieniu nowych ogniw należy je najpierw naładować do pełna. Następnie użytkować do pełnego rozładowania. I znowu wykonać pełne ładowanie.
Takie kilkukrotne ładowanie i rozładowanie ma na celu zakończenie procesu produkcyjnego, gdzie kończony jest proces elektro-chemicznej stabilizacji ogniwa. Ogniwo przed pierwszym ładowaniem może dość długo być przechowywane.
Dlatego producenci ich po prostu nie ładują i przerzucają ten obowiązek na klienta. Takie kilkukrotne ładowanie i rozładowanie zwane formowaniem ogniwa zalecają wszyscy producenci. Ogniwa litowe w zależności od technologii wykonania
mają napięcie od 3,2 do 3,4 V.
Tak, że kupowanie ogniw alternatywnych jest loterią, jeśli trafimy na dobry egzemplarz jet OK., jeśli nie to po prostu odżałujemy te parę złotych, gorzej jeśli wada ogniwa zdewastuje nam sprzęt. Odszkodowań od producenta takich ogniw raczej nie uzyskamy.
Tak jakoś chciało mi się to napisać.